jak sójka za morze

Sójki, ptaki które jesienią są niezwykle aktywne, sprawiają wrażenie jakby szykowały się do odlotu, pakowały walizki.. One jednak nigdzie się nie wybierają. Krzątają się w pośpiechu robiąc zapasy na zimę, poszukując bezpiecznego miejsca, aby owe skarby skrzętnie ukryć, najchętniej w mięciutkim mchu, grubych warstwach ściółki leśnej, pod płatkami kory czy w opuszczonych ptasich gniazdach. Wypełniają swoje spiżarki żołędziami, nasionami, owocami drzew. Sójki są więc bardzo zapobiegliwe, ale również zapominalskie ponieważ często o swoich licznych spiżarkach nie pamiętają lub nie mogą czy nie potrafią odnaleźć zapasów pod pokrywą śniegu i lodu. A dzięki temu żołędzie, które w takiej spiżarce pozostawiono, na wiosnę zaczynają kiełkować, dają początek młodym dębom. Dąb jest gatunkiem ciężkonasiennym, jego nasiona nie mogą unosić się na wietrze, tak jak nasiona innych drzew. Gdyby nie zimowa zapobiegliwość sójek, żołędzie mogłyby kiełkować tylko tam, gdzie upadną czyli pod koroną drzewa macierzystego. Tak więc sójki przyczyniają się do rozsiewania dębów 🙂 
  
Zapewniam, to jest sójka… światło już nie takie o 15.00
  
  
  
  

snuję się…

Po kilku dniach osnutych gęstą nieprzyjazną mgłą, dniach smaganych porywistym, zimnym wiatrem… powoli… zza granatowych chmur wynurza się upragnione słońce. Świat od razu, mimo wielu przeciwności losu, piękniejszym i lepszym się wydaje… Z optymizmem i nadzieją w sercu snuję się po lesie, a intrygująca, wszędobylska, jesienna mgiełka snuje się wraz ze mną, wśród drzew, krzewów i zeschniętych liści. Poszukuję ostatnich rozświetlonych słońcem listopadowych akcentów…
  
  
  
  
  
  

pod błękitnym parasolem jesieni

Polubiłam listopad, wiem.. to niepojętym się wydaje, lecz w ten stan fascynacji wprawiło mnie nienarzucające się, przyjaźnie grzejące słońce, urokliwe barwy przyrody, niedbale opadające, kolorowe liście, optymalna temperatura…..  Kiedyś, gdy mieszkałam w mieście jesień była dla mnie nieprzyjazna, płaczliwa, nostalgiczna, mroczna, depresyjna. Od kiedy mieszkam na wsi, każda jesień jest piękna, tego roku szczególnie… Spacerowałam dziś wpatrzona w niebo, błękitne, listopadowe… a na jego tle pojawiały się niesamowite kształty, igieł, szyszek, drzew  prawie liści pozbawionych, jednak w swym majestacie dostojnych i pięknych… 
  
  
 
 … 
 … 
  
 …
 

kwadratura koła czyli jesienna droga do domu

Przyszedł czas na pokazanie mojej jesiennej drogi do domu. Była droga zimowa wśród lodu i śniegu, wiosenna wśród kwitnących drzew i krzewów, była droga, którą jechałam latem w gorące południe, między dojrzewającym zbożem i pachnącym igłami lasem. Tym razem droga jesienna… wśród złotych liści, półnagich brzózek, grabów, olch i wierzb, wśród zawsze zielonych sosen. Tak jak poprzednio jadę autem i przez szybę robię zdjęcia, jadę od strony miasteczka Zbiczna, mijam jezioro Sosno, skręcam w drogę szutrową, która prowadzi wzdłuż lasu po prawej stronie, a pól uprawnych po lewej, dalej odbijam wprost do lasu do Leśnego Siedliska..
  
  
  
  
  
  
  
  
  

w listopadowym słońcu

Tegorocznej jesieni moc listopadowego słońca jest niezwykle intensywna, zbieram więc te wiązki energii sączące się po lesie, snujące wszędzie gdzie nie spojrzę… migocące między drzewami, spływające po gałęziach, szeleszczące w brązowych, opadłych liściach, plączące się  w trzaskających pod nogami szyszkach… Ostatnie promyki słońca cieszą wszystkie istoty, którym owo słońce do życia jest niezbędne, z rozkoszą grzeją się w słonecznym blasku…
  
  
  
  
  
..
Na jeziorze z głowami wtulonymi w szare i kolorowe pióra wygrzewają się dzikie kaczki, łaknąc słońca jak powietrza.. Nie odleciały na południe, pozostały na jeziorach kołysząc się ze stoickim spokojem, jakby pewne, że zima tego roku wcale lodem jeziora nie skuje… Czyżby miały rację..?
..
  
  
  
..
  
  

przeglądając się w lustrze…

Nad jeziorem panuje błoga cisza i święty spokój, jesienne zadumane drzewa przeglądają się w gładkiej lustrzanej tafli osnutej nostalgiczną mgiełką…
  
  
także i Miluś zapragnął zobaczyć swoje odbicie… z bardzo bliskiej odległości…
  
Kicia w poszukiwaniu swojego wejrzenia pofatygowała się nawet na pomost, choć czuje się na nim niezbyt pewnie…
  
ja również ulegając temu zbiorowemu szaleństwu przeglądania się, spoglądam ku wodzie… lecz widzę zieloną wciąż trzcinę i opadłe jesienne liście, leżą na dnie jeziora i dryfują na powierzchni…
  
tylko Zorka, jedyna przytomna w tym towarzystwie podziwia krajobraz i pilnuje, abyśmy się czasem w wodzie nie skąpali…
  

gorąca przekąska czyli kania pod parmezanem

Czubajka kania wyjątkowo obrodziła w te piękne listopadowe dni… białe kapelusze wynurzają się wszędzie spośród jeszcze wciąż zielonej trawy i opadłych brązowych liści… Zbieram więc owe okazy wybierając tylko młode egzemplarze, średniej wielkości, aby gorącą przekąskę przygotować.
  
  
Grzyby są jednak ciężkostrawne, a obtoczone w bułce i smażone tracą swój soczysty smak i aromat. Dlatego też przyrządzam je tak… zostawiam tylko kapelusze, rozgrzewam piekarnik do 180 st., siekam cebulkę w drobną kosteczkę, kapelusze obsypane cebulką, solą i pieprzem układam na blasze i przykrywam folią, pieką się 20 min. W tym czasie w cienkie plasterki kroję cukinię i pomidorki, szyneczkę w kosteczkę, układam na przypieczonych już kapeluszach, obsypuję parmezanem i piekę jeszcze 
ok.15min. Po wyjęciu z pieca dekoruję pikantnym sosem pomidorowym, ziołami prowansalskimi i oliwkami. Tak przygotowane kanie są pyszne i stanowią smaczną gorącą przekąskę.
  
  
  

ten las mnie urzekł…

Jesień przyodziała ostatnią ze swoich zwiewnych kreacji, po delikatnych zielonych sukienkach przetykanych złotą nitką, po ciemnoczerwonych pelerynach narzuconych na ramiona zwiewnych leśnych tancerek, po żółto-złotych kapeluszach z finezją nałożonych na otulone mgłą skronie, przyszedł czas na ciepłe rude odcienie wełnianych, krótkich płaszczyków, rdzawo-brązowe kozaki, ciemnobrązowe rękawiczki i długi z fantazją zakręcony wokół szyi żółty szalik 😉 ….. 
  
  
  
  
  
  
    

…czy to już listopad?

 

Taki piękny, słoneczny dzień jak dzisiaj poświęcam na prace wokół domu i w ogrodzie, grabię liście, układam pocięte drewno na opał, podlewam kwiaty doniczkowe, zbieram nasiona malw. Malwy wyjątkowo obrodziły w tym roku w moim odrodzie, nasiona zbieram już od przeszło miesiąca w miarę jak przekwitają kolejne kwiaty, ale one w ciepłym inkubatorze jesieni kwitną jeszcze do tej pory. Sadzę też cebulki tulipanów, dostałam je dzisiaj od mojej sąsiadki Magdy, mam nadzieję że jeszcze nie jest za późno, aby cebulki zdążyły dobrze ukorzenić się przed zimą. Oglądam każde drzewo i krzaczek, jeszcze kilka dni i te bardziej wrażliwe okazy trzeba będzie osłonić przed chłodem zimy.

Od czasu do czasu przysiadam w fotelu, wdycham świeże jesienne powietrze, bawię się z Zorką, głaszczę koty, one również szykują się na nadchodzące zimowe dni, pałaszują bowiem o wiele większe porcje mięsa i warzyw niż zwykle. Ich sierść staje się bardziej puszysta i gęsta.

Zbieram ostatnie dzikie maliny, które czerwienią się w  słońcu, nie przyjmując do wiadomości, tak jak i ja, że to już listopad…