Toruń, moje miasto

  

 

W Toruniu się urodziłam i za wyjątkiem ostatnich pięciu lat, spędziłam tu całe swoje życie. Lubię Moje Miasto, jego przyjazną atmosferę, naukowy klimat, unikatowe zabytki, obfitą zieleń, urocze kawiarenki, stragany pełne kwiatów, gotyckie cegły, barokowe kamienice, tajemnicze kościoły, średniowieczne podziemia, dźwięk ratuszowego zegara, secesyjny teatr, kocie łby na ulicach, zazwyczaj leniwie płynącą Wisłę, pracownie witraży i antykwariaty… i toruńskie pierniki oczywiście, cały uroczy Gród Mikołaja Kopernika… Tej niezwykłej atmosfery miasta smakuję niczym gęstej piany w zmrożonym kuflu świeżego piwa, włócząc się ulicami Starego Miasta, odwiedzając dawno nie odwiedzane lecz dobrze znane zakątki…  Spaceruję po ulicach Grodu i przyglądam odrestaurowanym już zabytkom i także tym, które w kolejce na swoją renowację czekają… dobrze znam tu każdy kamień i każdą cegłę … lecz dziś z aparatem czuję się jak turystka, która odwiedza Miasto po raz pierwszy…

…i choć od pięciu lat tutaj nie mieszkam, to nadal jest to przecież Moje Miasto, w każdej chwili z obecnej mojej Oazy Życia, w ciągu godziny mogę się tu przemieścić i nasycić tym, czego na wsi brakuje… 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

wok, mój garnek ulubiony

 

Kiedy mam ochotę na szybkie, gorące, chrupiące, zdrowe, niskokaloryczne i smaczne danie… czyli właściwie codziennie;-).. to używam woka, który jest moim garnkiem podstawowym. Można w nim przyrządzać mięso, warzywa, a nawet zupy… i to naprawdę bardzo szybko. Moją ulubioną wersją wokową jest filet z kurczka, warzywami i makaronem spagetti… mniam… danie bardzo proste, ale pożywne, pyszne i do przygotowania w kilkanaście minut. Wok rozgrzewa się natychmiast, wlewam trochę oleju rzepakowego – do smażenia jest najlepszy, nie zmienia bowiem swoich właściwości podczas obróbki cieplnej. Najpierw podsmażam pokrojoną w słupki marchewkę, dalej wrzucam przyprawione świeżym imbirem, czosnkiem, papryką, tymiankiem, odrobiną curry.. mięso z kurczaka, smażę, mieszam, następnie dodaję paprykę (wiem, nie wszyscy ją lubią), cukinię, por… i co tam jeszcze aktualnie, sezonowo posiadam.. W garnku obok, makaron jest już gotowy, al dente… odcedzam, hartuję, podaję i ze smakiem zjadam 🙂

 

 

 

…posypuję zieleninką, ziołami, rzeżuchą… dziś wersja zielona z odcieniem marchewkowym…

 

 

 

majowe barwy i dzwięki…

 

Ciepłe promienie wiosennego słońca oraz kilkanaście godzin rzęsistego deszczu, diametralnie odmieniły świat, którego oblicze przeobraziło się w różnobarwną paletę kolorów… od soczystej zieleni po intensywny odcień żółto kwitnącego właśnie kwiatu rzepaku… Majowe pola wyglądają pięknie, zwłaszcza, że przeplatają się z bujną zielenią traw, łąk, a także drzew i krzewów, których korzenie brodzą z lubością w licznie występujących w pobliżu stawach i rozlewiskach… Te małe wodne ostoje tworzą istny raj dla żab, których rechot rozlega się niczym echo po całej okolicy… raj, dla różnorodnego ptactwa… Przez całe dnie, a zwłaszcze w świetliste poranki i ciepłe wieczory rozlegają się przyjemne dla ucha odgłosy, krzyki dzikich kaczek, skrzypienie derkaczy, mocne głosy bąków… cała gama różnie brzmiących dzwięków… Wieczorem rozpalam ognisko, patrzę w rozgwieżdżone niebo i z wielką atencją słucham jak cudownie brzmi ten niesamowity koncert…. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

męska wyprawa

 

Radek i Jędruś, nasi Goście z Małego Domku postanowili w weekendową sobotę przy słonecznej choć wietrznej aurze, popływać łodzią po jeziorze, znaleźć zaciszne, ciekawe miejsce do piknikowania, nacieszyć swą wzajemną obecnością, doświadczyć …męskiej przygody. Towarzyszę im w wyprawie nad jezioro…

 

 

…idziemy przerz rozświetlony słońcem las…

 

 

Jędruś ustawia aparat, aby zdrobić zdjęcia i z radością pokazać je swojej mamie, która niestety wcześniej do swoich obowiązków wrócić musiała.

 

 

 

…czy woda jest już w miarę ciepła do kąpieli?…  panowie gotowi są do wypłynięcia…?

 

 

 

…odbijają…

 

 

 

…obierają kierunek „cypel”, gdzie jest zacisznie, spokojnie i porozmawiać w końcu w cztery oczy można…

 

 

 

…po powrocie Jędruś z apetytem zjada swoje pierwsze w życiu ruskie pierogi 😉 i pozdrowienia dla mamy Małgosi przesyła… do których, dołączają się wszyscy mieszkańcy Leśnego Siedliska…

 

 

 

okiem Ptaśka

 

…sinoszary z różaną piersią, po bokach szyi dwie białe plamy – to największy europejski gołąb – grzywacz, chrapliwe, gardłowe gruchanie słyszę od czasu do czasu, ponieważ para zakochanych gołąbków zamieszkała  niedaleko… zawsze składają dwa jaja w lęgu.. ciekawe czy i tym razem…

 

 

 

 

 

…ten oryginał w kontrastowe barwy przystrojony, z długim wąskim dziobem i czubem na głowie… to dudek …. teraz  czub ma złożony, wyraźnie zerka na mnie, nie jest zdziwiony czy zaniepokojony, ponieważ wówczas rozłożył by swój czub niczym egzotyczny pióropusz… a ja w domu z apratem fotografuję tego cudaka przez szybę… stąd jakość zdjęć nie jest najlepsza, przynajmniej tak to sobie tłumaczę…

 

 

 

 

 

…sikorek wszędzie jest pełno, także i u mnie w siedlisku, z niecierpliwością zbierają one materiał do budowy gniazda, jak widać niezbędna jest im również wełna z pokrycia mego fotela, który na werandzie stoi… wszystkie budki lęgowe zostały zaanektowane… a ich mieszkańcy odpoczywają sobie po wyczerpującym moszczeniu gniazdka… 

 

 

 

 

 

 

wiosenna droga do domu

 

Droga, która prowadzi do Leśnego Siedliska zmienia się wraz z porami roku… Jadąc samochodem z pobliskiego miasteczka z pachnącą szynką i suszoną, podwędzaną kiełbaską ułożoną w koszyku, podziwiam wiosenny, kolorowy krajobraz. Lewą ręką prowadzę auto, prawą zaś robię zdjęcia. Spoglądam na jezioro Sosno i po tworzących się na nim falach oceniam siłę wiatru… wjeżdżam z asfaltu na białą, szutrową drogę, ale tym razem nie jest ona biała od śniegu… Unoszący się kurz wcale mi nie przeszkadza… osiada zaraz na zielonej trawie, kwitnących drzewach i unosi za mną daleko w tyle… Z zachwytem przyglądam się kwitnącym delikatną bielą i kruchą różaną poświatą, drzewom… Przesyłam pozdrowienia dla długonogiego bociana…  docieram do domu. Kroję upieczony własnoręcznie chleb, smaruję go masłem, układam na nim plaster aromatycznej szynki,  krążki pomidora… piję kawę… niczego więcej nie trzeba…