Szlakiem Hobbitów…

 

Niektóre drogi i dukty leśne, wśród gęstwiny istniejących ścieżek mego pobliskiego lasu, mają swoje nazwy, nazwy które im nadałam, aby moi bliscy choć w zarysie wiedzieli dokąd właśnie się udałam, w którym kierunku biegnę, dokąd prowadzą mnie wciąż nieokiełznane stopy , dokąd choć w zarysie,  prowadzi mnie intuicja zobaczenia czegoś niezwykłego lub … zwyczajnego, jak to w lesie i nad jeziorem bywa.. ale dla mnie ten codzienny kontakt z przyrodą i tym, że mogę każdego dnia podziwiać i obserwować cud jej istnienia, jest wciąż zaskakujący i niedowierzam wprost, że mogę tego doświadczać… wszystkie zmysły, nastawione mam na dostrzeganie tego, co niektórym nieważne, zwyczajne i banalne się wydaje… las, pole, jezioro, pień starego drzewa, kwiaty, niebo…

Nazwy, które nadałam… jest więc Stara Droga, Zatoka Łabędzi, Zajęcza Pętla, Szlak Hobbitów… Dzisiaj zmierzam Hobbitowym Szlakiem… piękną drogą przez las do jeziora, dalej wzdłuż jeziora przez pole kwitnących właśnie zawilców na cypel… gdzie woda w jeziorze jest wręcz przezroczysta… a piasek potrafi otulić bose stopy niczym aksamit…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

świąteczne akcenty

 

…zdrowych, spokojnych, radosnych, słonecznych, refleksyjnych, wiosennych … pięknie przeżytych  wielkanocnych dni… serdecznie życzę 🙂  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

jadąc po jaja, mleko i śmietanę…

 

Zazwyczaj raz w tygodniu udaję się do Gospodarzy po świeże produkty, po jajka od szczęśliwych kur, mleko, z którego robię twaróg lub nastawiam na mleko „zsiadłe”, po gęstą śmietanę…

Ruszam, lecz już po chwili dostrzegam bociana, uważnie stąpającego po bagnistym terenie, zatrzymuję więc auto i podziwiam go jak dostojnie kroczy po łące, wypatrując pożywienia…

Po chwili jadę dalej… lecz malownicze widoki pól, ich lekko pagórkowta rzeźba terenu, różne odcienie zieleni, gra świateł odbijająca się od kiełkujących na miejscami grudowatej jeszcze ziemi zbóż, powodują, iż co jakiś czas zatrzymuję się,  i chłonę ów kwietniowy, przedpołudniowy, gdzieniegdzie rozedrgany falującymi na wietrze młodymi listkami brzózek, krajobraz…

Dwa kilometry drogi jakie mam do przejechania, pokonuję w pół godziny, kiedy docieram na miejsce widzę daleko na łące jak biegają wolne od ścisku klatek kury, jajka, które znoszą są zdrowe, pełnowartościowe i bardzo smaczne. Wracam do domu z koszem pełnym jaj i innych frykasów, już nieco szybciej… dzisiaj bowiem, już za chwilę przyjedzie do mnie moja przyjaciólka Joanna… będziemy siedzieć na leżakach, wystawiać policzki ku słońcu, spacerować, pić wino, wspominać dawne dobre czasy i robić …bajaderkę… 😉

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

żur staropolski na domowym zakwasie

 

Zbliżają się Święta Wielkanocne, czyli kulinarne, przedświąteczne przygotowania czas rozpocząć… żur staropolski  wprost uwielbiam i zazwyczaj na Święta go przyrządzam. Zanim jednak żurek powstanie, to  najpierw o zakwasie pomyśleć należy, łatwo jest w warunkach domowych  zakwas wyczarować…

Do kamiennego naczynia sypię 7 czubatych łyżek grubo mielonej mąki żytniej oraz 3 łyżki mąki orkiszowej. Łączę te dwa rodzaje mąki wbrew wszystkim przepisom, których podstawę stanowi zawsze mąka żytnia.. ale ilekroć robiłam zakwas tylko i wyłącznie na bazie mąki żytniej, to był on dla mnie za kwaśny.. i właśnie po to, aby tę kwasowość złagodzić dodaję mąkę orkiszową, sądzę, że może być także mąka pszenna…

 Mąkę zalewam 2 szklankami ciepłej wody, dodaję kilka wyciśniętych przez praskę ząbków czosnku, kruszę kromkę razowego chleba, przykrywam lnianą ściereczką i odstawiam w ciepłe miejsce.. po kilku dniach zakwas będzie gotowy…

Ten zakwas na zdjęciu już „pracuje”, zrobiłam go wczoraj, ważne aby skórka chleba była zanurzona   w przeciwnym razie chleb może spleśnieć. 

W sobotę będę żur przyrządzać, ugotuję ziemniaki ze startą marchewką,  dodam zakwas, przesmażoną cebulkę i białą kiełbasę, suszone namoczone grzybki, majeranek, jajko na twardo i odrobinę śmietanki, posypię pietruszką lub rzeżuchą.

W ciągu roku często wysiewam rzeżuchę, lubię dodawać ją do sałatek, czy posypywać dania obiadowe, ma ona bardzo dużo witamin i soli mineralnych, ponieważ jest symbolem odradzającego się życia gości będzie także na moim świątecznym stole.

 

 

 

 

 

 

 

 

fascynująca kocia natura

Wielką miłośniczką psów jestem od zawsze, w towarzystwie psa wychowywałam się, pies jest przy mnie w dorosłym życiu. Myślę, że meandry psiej psychiki znam dość dobrze, natomiast… kocia natura do niedawna była mi całkiem obca… do momentu pojawienia się na moim własnym, tęczowym horyzoncie, dwójki uroczych rozrabiaków, moich pierwszych kotów osobistych… Do tej pory bowiem mijałam wylegujące się koty w ogródkach i na parapetach okien, pędzące w dzikim galopie, gnane przez zwierzący instynkt koty na ulicach, miauuuczące wiosenną porą koty w piwnicach domów czy ukrywające się, w zakamarkach  mieszkań, kociaki u znajomych i przyjaciół… kotów, które nie dawały mi szans na bliższe poznanie…

Wszystkie zasłyszane historie o kotach, dotychczasowe obserwacje, przeczytane naukowe książki i bajania ludowe.. okazały się…  z lekka mijającą prawdą o kociej naturze. Moje koty, zwyczajne koty, są niezwykle towarzyskie, uznały mnie za przewodnika stada, przychodzą, kiedy je wołam, kiedy wychodzę na zewnątrz, zaraz są przy mnie.. na spacerach podążają za mną, w kierunku, który ja obieram, owszem są niezależne w tym znaczeniu, że kilka godzin dziennie, zwłaszcza w piękne słoneczne dni, spędzją na załatwianiu swoich kocich spraw związanych z łowiectwem… lecz jeśli, nawet w amoku polowania zobaczą, że zmierzam właśnie na spacer… zaraz przybiegają, ocierają o nogi i… dalej idziemy już razem… Również te relacje znajomych i nieznajomych, o kotach, które zostają same na kilka dni… i nic się nie dzieje… w przypadku moich kotów nie sprawdzają się… moje koty tracą wówczas poczucie bezpieczeństwa i stają się wytrąconymi ze swej kociej natury zwierzakami… i nie chodzi tu o pełną michę…

Zmierzam do tego, że ludzie często mają tendencję do wyrażania opinii i twierdzeń nie zgłębiwszy dokładnie sedna sprawy, generalizują całokształt na podstawie jednego… kilku przykładów, obserwują jednego kota i uznają, że cała kocia natura jest właśnie taka… a okazuje się, że nie… ludzie różnią się od siebie, mają odmienne charaktery i zwierzęta także.. a kocia natura jest tajemnicza i… fascynująca, człowiek nigdy do końca jej nie pozna… …a kotom właśnie o to chodzi… by pozostać zagadką przenigdy nieodgadnioną…

  

 

Kicia i Miluś na leżaku, pierwszego dnia pobytu w Siedlisku, mają tu dwa miesiące…

  

 

 

każda pliszka swój ogonek chwali

 

Czarno-szaro-biały powszechnie znany ptak, pliszka siwa 🙂 chodzi, a właściwie biega po trawie w poszukiwaniu owadów, jej taktyka łowów polega na tym, iż wypatruje sobie jakiś smaczny kąsek, szybko podbiega i zręcznie chwyta go dziobem, cały czas ruszając przy tym swoim długim ogonem…

 

 

 

 

 

 

Obserwacji dokonuję przez okno, kiedy wychodzę na werandę…. pliszka odlatuje, na dach…  przechadza się, rozgląda, aż w końcu zaczyna śpiewać… proste, wesołe frazy… śpiewa jakby od niechcenia… kilka ćwierknięć… przerwa… i znowu krótki świergot… dla ucha bardzo przyjemny 🙂  

 

 

 

 

 

… kiedy pada deszcz…

 

…kiedy pada deszcz, przyroda ożywa, spija soki życiodajnej wody, oczyszczającej, dającej radość, wnikającej w najgłębsze zakamarki florystycznej duszy… wody, która powoduje, iż przyroda się zmienia, nabiera kolorów, unosi swą kruchą postać, istnieć zaczyna.. rozwija swe delikatne jeszcze liście i płatki… budzi się, aby żyć pełnią swego rozkwitu… 

…zawstydzone po kąpieli buźki żonkili, wyginają swe smukłe szyje, odwracając wzrok od podglądających ich intymność ciekawskich oczu…

 

…osuszone już po ciepłym deszczu krokusy, prężą się, wyglądając słońca,  wygładzają wszelkie wgniecenia w swych aksamitnych, kwiecistych spódniczkach…

 

 

…nabrzmiewają, dojrzewają jasnozielone, zebrane w gęste pęczki igły modrzewia… gdzieniegdzie różany owoc w postaci zalążka szyszki na świat wydając…