jadąc po jaja, mleko i śmietanę…

 

Zazwyczaj raz w tygodniu udaję się do Gospodarzy po świeże produkty, po jajka od szczęśliwych kur, mleko, z którego robię twaróg lub nastawiam na mleko „zsiadłe”, po gęstą śmietanę…

Ruszam, lecz już po chwili dostrzegam bociana, uważnie stąpającego po bagnistym terenie, zatrzymuję więc auto i podziwiam go jak dostojnie kroczy po łące, wypatrując pożywienia…

Po chwili jadę dalej… lecz malownicze widoki pól, ich lekko pagórkowta rzeźba terenu, różne odcienie zieleni, gra świateł odbijająca się od kiełkujących na miejscami grudowatej jeszcze ziemi zbóż, powodują, iż co jakiś czas zatrzymuję się,  i chłonę ów kwietniowy, przedpołudniowy, gdzieniegdzie rozedrgany falującymi na wietrze młodymi listkami brzózek, krajobraz…

Dwa kilometry drogi jakie mam do przejechania, pokonuję w pół godziny, kiedy docieram na miejsce widzę daleko na łące jak biegają wolne od ścisku klatek kury, jajka, które znoszą są zdrowe, pełnowartościowe i bardzo smaczne. Wracam do domu z koszem pełnym jaj i innych frykasów, już nieco szybciej… dzisiaj bowiem, już za chwilę przyjedzie do mnie moja przyjaciólka Joanna… będziemy siedzieć na leżakach, wystawiać policzki ku słońcu, spacerować, pić wino, wspominać dawne dobre czasy i robić …bajaderkę… 😉