Nadszedł marzec, niosąc w delikatnych promieniach słońca obietnicę wiosny, śnieg powoli znika, najpierw z pól, później z leśnego poszycia, z dróg wystawionych na słońce. Wieje porywisty wiatr osuszając topniejące pośniegowe wspomnienia. Są jednak miejsca, gdzie mimo słońca i wiatru, panuje nadal lodowa zmarzlina.
Drogi i dukty leśne, gdzie słońce ze swoją zbawienną mocą przedostać się jeszcze nie może, także pokryte są lodem.
Idę wzdłuż brzegu jeziora Sosno, omijam śliskie drogi, stąpam po zielonym dywanie z mchu i dawno opadłych grabowych liści. Po wielu dniach brnięcia po śnieżnych zaspach odczuwam radość kontaktu z tak miłą, miękką materią jaką jest mech.
Napotykam drzewo ze śladami żerowania jakiegoś zwierzęcia, drzewo o grubym pniu, nagryzione u podstawy z każdej strony. Nie dostrzegam tu typowego dla bobrów zgryzu w kształcie klepsydry, może tylko zwierzęta posilały się korą..?
Obok widzę „wannę” do błotnych kąpieli…
..a także platformę widokową, z licznymi śladami stóp…
Wchodzę na powalony pień drzewa aby z bliska przyjrzeć się śladom. Wydaje mi się, że jednak są to ślady bobra…
Jezioro jest skute lodem, jednak przecież miejscami zaczyna lód pękać, miejscami jest cienki… ale nie przeszkadza to wędkarzom, którzy pewnym krokiem przemierzają lodową taflę.
Mogłabym tak spacerować, wypatrywać, obserwować.. godzinami, zwłaszcza że czuję pierwsze, przyjemne tchnienie wiosny, słyszę świergot ptaków, odgłosy powracających z ciepłych krajów gęsi i żurawi. Czy to ostatnie w tym roku spojrzenie na zimowe jezioro..?
Sarny, moje ulubione leśne sąsiadki spotykam zazwyczaj o poranku lub kiedy zaczyna zmierzchać. Widuję je na polach, jak żerują lub odpoczywają, widuję w lesie kiedy zwinnie przebiegają wśród drzew. Są płochliwe, rzadko nawiązuję z nimi kontakt wzrokowy, przeważnie podziwiam z daleka ich gibkie sylwetki, dumnie uniesione głowy, sposób chodzenia, szybkość biegania, a wówczas w biegu oglądam ich połyskujące bielą lustra …
W miniony poniedziałek, mimo szarości na niebie wybrałam się na spacer, na pola, z pewnym zamiarem.. Na styku lasu i pól znajduje się myśliwska ambona, służy ona miłośnikom Parku Krajobrazowego do obserwacji zwierząt. Pomyślałam sobie, że i ja zwierzęta z góry poobserwuję. Śnieg topnieje, jest mokry i ciężki, trudno stawia się kroki na śliskim podłożu. Docieram do ambony…
Ambona jest baaardzo wysoka. Wejść czy nie wejść..? Skoro już tu przyszłam, to wypada się na nią wdrapać…
Daleko na polu, przy osadzie Sosno Szlacheckie dostrzegam grupę wylegujących się na śniegu saren i koziołków. Swój wypoczynek urządziły sobie blisko ludzkich siedzib. Nastawiam aparat na maksymalne zbliżenie i próbuję zrobić zdjęcia sarnom oddalonym ode mnie przeszło pół kilometra. Zdjęcia te mają raczej charakter dokumentalny niż estetyczny.
Żadnych innych zwierząt w pobliżu nie widzę, wieje ostry wiatr, temperatura jest dodatnia, a wilgoć aż unosi się w powietrzu, niebo jest zasnute mgłą… chwilami siąpi deszcz, chwilami sypie śnieg, co ja w ogóle robię na tej ambonie? Takie wyczekiwanie na zwierzynę zostawię sobie na piękne, słoneczne, wiosenne dni. Schodzę, idę w kierunku saren, co jakiś czas zatrzymuję się i usiłuję zrobić zdjęcie.
Sarny są bardzo czujne, mają doskonały wzrok i słuch, a intruza potrafią wyczuć z odległości 400 m. Są wyraźnie zaniepokojone moją obecności i następuje ewakuacja stada…
W pogoni za rączą sarną przepędziłam cały rudel wprost do gospodarstwa w sąsiedniej wsi..
Jedna z saren wyczuła chyba moją desperację i nawiązała kontakt wzrokowy..
… kiedy śnieg zasypie wszystkie drogi, kiedy trudno jest wśród śnieżnych zasp drogę odnaleźć i dotrzeć do pobliskiego miasteczka, kiedy biały puch bierze w niewolę Siedlisko, kiedy buty pełne są śniegu, a samochód odmawia posłuszeństwa… wówczas …
…szynkę surową zalewam marynatą…
…gorącą osoloną wodę wlewam do naczynia z suszonymi ziołami: łodygą i ziarnem kopru, gorczycą, kolendrą, estragonem, chrzanem, czosnkiem, listkiem laurowym i ziarnem pieprzu… kiedy zalewa wystygnie szynkę umieszczam w naczyniu z marynatą i maceruję 48 godzin…
…może w tym czasie drogi odśnieżą 😉 …
…szynkę osuszam, zdejmuję większe kawałki ziół, wkładam ją do brytfanki i piekę… 2 kg szynki 2 godziny w temperaturze 180 st., od czasu do czasu polewając szynkę wytapiającym się sokiem …
…szynka smakuje pysznie, delikatnie osnuta jest ziołową nutą… jej kolor nie jest różowy, a smak zupełnie inny niż szynki kupionej w sklepie, ale … warto…
…jej walory smakowe są wyjątkowe…
… piekę również pełnoziarnisty chleb, który doskonale komponuje się z cienko pokrojoną szynką i odrobiną chrzanu…
Śnieg jeszcze leży dookoła, mróz nadal w policzki szczypie lecz zdarzają się coraz częściej piękne, przepełnione słońcem dni. Dni, w których odnajduję pierwsze tchnienie wiosny. A wszystko za sprawą sikorek bogatek, modraszek, kosów i kowalików, które właśnie w słoneczne lutowe dni wyśpiewują miłosne arie. Jeszcze tydzień temu w lesie królowała cisza, przerywana jedynie odgłosami bębniącego o korę dzięcioła. Teraz jednak, jak tylko wyjdę z domu słyszę śpiew i nawoływania ptaków, słyszę je spacerując po lesie. Wśród leśnego ptactwa powoli rozpoczyna się przedwiosenny harmider, a sprawcy owych radosnych odgłosów ukrywają się jeszcze w gąszczu gałęzi.
Wędrując po lesie znajduję bardzo wygodne, umoszczone przez dziki legowisko, szkoda że jest puste. Dziki pewnie też wiosnę poczuły…
Koty harcują i (o zgrozo!) polują…
A kiedy słońce odchodzi za horyzont, kiedy gaśnie, milkną też wszystkie ptasie trele, może jutro słońce też zaświeci, zachęci ptaki do muzycznej aktywności, i usłyszę te miłe dla ucha dźwięki..
Spacerując po lesie przyglądam się drzewom, tym pięknym, strzeliście rosnącym, szukającym światła, pnącym się czym prędzej ku górze i tym spróchniałym, chorym, poległym, chylącym się już ku ziemi, ku upadkowi.
Okoliczny las znam na tyle dobrze, że często poruszam się po nim nie drogą, nie ścieżką lecz wędruję leśnym poszyciem, blisko między drzewami, nawet jeśli poszycie pokryte jest grubą warstwą śniegu.
Docieram do miejsca, gdzie rośnie sporo drzew pozbawionych swej zewnętrznej, ochronnej powłoki, pozbawionych kory. Głównie są to świerki, sądzę, że to korniki zaatakowały drzewa.
Z różnych stron docierają też do mnie dobrze znane mi odgłosy stukania w drewno. Dzięciołów musi być tu sporo, ponieważ charakterystyczne, głośne bębnienie rozbrzmiewa, z mojej prawej, z lewej strony, w pobliżu i w głębi lasu… to istne zagłębie tych popularnych ptaków. Słyszę dzięcioły, ale czy je zobaczę? Zadzieram głowę wysoko w górę, mam nadzieję dostrzec choć jednego dzięcioła w koronie drzew, wśród splątanym gąszczu gałęzi. Tam, wydaje mi się, że na tym świerku siedzi i żeruje dzięcioł obchodzę drzewo dookoła, wypatrując go, przykładam ucho do pnia… tak tu musi działać dzięcioł, bo drzewo aż trzęsie się od jego uderzeń, w końcu dostrzegam jednego, drugiego, trzeciego...
Korniki oraz ich larwy są przysmakiem dla dzięciołów, może właśnie dlatego tych ptaków jest tutaj tak dużo?
Zima jest idealną porą roku do obserwacji dzięciołów. Pozostają bowiem one u nas na te najzimniejsze miesiące, podczas gdy inne leśne gatunki spędzają ten okres w ciepłych krajach. Dlatego zimą w lesie rzadko słychać inne ptasie odgłosy, najczęściej jest to właśnie stu-puk dzięcioła.
Już niedługo, wraz z ciepłem, z owadami wraz z wiosną powrócą do naszych lasów gatunki wędrowne, a wówczas śpiew ptaków rozbrzmiewać będzie aż po korony drzew, wypełni cały las……… a wtedy stukanie dzięciołów trochę przycichnie, choć będą one bębnić w pnie drzew z taką samą siłą…
Zdjęcia robiłam i dzięcioły podglądałam 28 stycznia, kiedy panowała jeszcze u nas mroźna zima…
Najpierw udaję się na krótki, przyjemny spacer z wesołą kompaniją. Przy temperaturze -10 półgodzinna eskapada dla bandy trojga jest wystarczająco wyczerpująca.. noski zimne, łapki w lodowych kulkach…
Pozostawiam zwierzaki w ciepłej chacie by samotnie zanurzyć się w bezkresnych, białych przestrzeniach…
Nogi same prowadzą mnie nad jezioro, nad Sosno, by zobaczyć spokojny lodowy ocean, posłyszeć przejmującą ciszę…