Od wczesnej wiosny do późnej jesieni moje życie przenosi się na werandę, która stanowi naturalne przedłużenie pokoju, życie domowe rzecz jasna i jego wszelkie aspekty, jak praca przy komputerze, czytanie książek, obieranie ogórków, spożywanie posiłków, picie porannej kawy, poobiednia drzemka i tym podobne inne twórcze lub prozaiczne czynności. Bardzo lubię ten czas ciągłego przebywania na powietrzu, zwłaszcza, że świeżością, zapachem, ilością tlenu, powietrze tutaj w lesie, mnie otacza, i do tego te ciągłe ptaków śpiewy, nawoływania, świerszczy pogrywanie… Mój ogród, ogród leśny jest dziki, nieposkromiony, żyjący raczej własnym życiem, niż ujarzmiony ręką ogrodnika, ale… taki właśnie ogród leśny być przecież powinien, pełen drzew, krzewów, kwiatów… dowolnie sobie rosnących. Siedzę więc od wiosny do jesieni na werandzie w cieniu i słońcu, w deszczu, w grzmotach burzy i mgieł fantasmagorycznym czasie… a ogród cieszy mnie zmieniającymi się kolorami, grą świateł, rozgwieżdżonym nieben, słońca promykiem, odwiedzającymi mnie Gośćmi… czas płynie tu szybko, zbyt szybko…
Tak pięknie, że brak mi słów. Siedzę sobie, piję herbatkę, wącham kwiaty, wsłuchuję w ciszę… ech, rozmarzyłam się….
Kochana moja, to Ty jeszcze nie śpisz…???? wstajesz wczesnym rankiem i póżną nocż spać chodzisz… jak Ty to robisz???
Wcześnie wstać muszę, takie życie, cóż… A dzisiaj byłam na skypie z córką. Ale już mi się oczy kleją. Dużymi czy małymi literami się nie przejmuj, znamy się już i ta salonowa etykieta nie ma dla mnie znaczenia. Idę już spać, bo nosem rysuję klawiaturę:)))
Dzień dobry zatem i miłego dnia…. oj czuję, że piękny będzie :-))))
Znam to uczucie chociaż ciągle korzystam z werandy zbyt rzadko. W tym roku trochę z powodu komarów i innych latających stworzeń. U mnie królują na werandzie pelargonie i lawendy.Myślę, że ogrodowi należy pozostawić trochę swobody tylko czasami kontrolowanej, wtedy najpiękniej rozwija się. .Podziwiam Twoje kwiaty i pojemniki. Cudny kogut. Nie znam chyba tej ostatniej kwiatowej piękności. Coś mi przypomina ale w znanej mi roślinie są pojedyncze „grzebienie”Miłego dnia.
Witaj Zuza :-))) ja natomiast bez werandy żyć nie mogę, nawet jeśli jest chłodno, to ubieram się na cebulkę i tam właśnie czas sobie organizuję. Komary u mnie są, ale w umiarkowanych ilościach, więc ten problem odpada. Co do kontrolowanej dzikości ogrodu, to masz oczywiście rację :-). Ta roślina na ostatnim zdjęciu to celosia caracas, mam ją od niedawna. Pozdrawiam serdecznie i miłego dnia życzę :-))))
Jak różowo! Pięknie masz na werandzie. Ja jestem w trakcie generalnego remontu tarasu, który spełnia podobną funkcję do Twojej werandy. Trzeba było zerwać płytki z całej jego powierzchni (kładzione 3 lata temu). Izolacja pod wylewka pękła i zalewało mieszkanie córy…. ;/ Chyba będziemy wylewać żywiczną posadzkę, bo taras wielki i ciągle pracuje jak trampolina. Mamy tam strop ferta. Tańszy, cieńszy i lżejszy, ale nie nadaje się do dużych powierzchni. Gdyby od spodu były ścianki, na których by się wspierał, nie byłoby problemów z nawierzchnią. Mądry Polak po szkodzie. Tak to bywa z nowościami budowlanymi, o których nikt nic nie wie.
No to masz mnóstwo pracy i planowania, aby tym razem wszystko zrobić jak trzeba, niestety często uczymy się na własnych błędach. A taras to wspaniała rzecz, jak zresztą dobrze o tym wiesz. Warto go stworzyć i delektować przebywaniem na nim 😉
Mały do niedawna jeździł po min rowerem. Teraz tylko hulajnogą ujeżdża, bo rower za duży na taras. Rowerem jeździ na naszą trasę rowerową…:D Sama wiesz, ile dom wymaga nakładu pracy i remontów. Taras wytrzymał 20 lat. Kiedyś musiało coś się zepsuć. Nie ma mocnych na to.A Twoje weranda z drewna często jest odmalowywana? Mamy podbitki pod daszkami drewniane i płot. Balustrady na tarasie właśnie się skończyły. Dechy zamieniliśmy na metal.
Pracy i remontów jest bez liku, masz rację. Elewacja domu jest drewniana, łącznie z podbitką, słupami… bardzo daleko z każdej strony domu wysunięty jest dach, który chroni drewno przed deszczem itd. na ziemi dookoła jest kostka granitowa i to jest bardzo dobre rozwiązanie. Dechy jako podłoga na zewnątrz, oczywiście na legarach itd. nie sprawdziły się na wcześniejszym moim tarasie, wypaczały się, ciągle trzeba było je malować, no i były ulubioną kryjówką dla zaskrońców i in.A dechy elewacyjne, aby ładnie wyglądały trzeba malować co 2, 3 lata, podbitkę pod dachem rzadziej. Właśnie jestem w trakcie malowania elewacji dużego domku :-)))
Tak. Wiem. Pracy co niemiara z drewnem. Na balkonie balustrada pewnie też niedługo padnie nam. Była później zakładana i z innego drzewa, bardziej odpornego na wilgoć. A na tarasie były deski sosnowe. Szybko spróchniały mimo malowania co drugi rok. Wytrzymały może jakieś 15 lat. Mój ślubny mówi, że jakby wiedział z czym się wiąże posiadanie domu, to nigdy by się nie budował. Wcześniej mieszkał w blokach. Ja natomiast sobie nie wyobrażam mieszkać w bloku. Całe życie w domach z ogródkiem. Do 6 roku życia mieszkałam na 3 piętrze starej kamienicy w śródmieściu, ale kamienica miała własne podwórko z trzepakiem…:), dziurę w murze, a za nią ogromny park należący do sąsiedniej kamienicy, w której obecnie mieści się muzeum etnograficzne. Na końcu tego parku stała fontanna , w której się moczyliśmy latem. Obecnie fontanna Bamberka stoi na Starym Rynku…:( Cały gwar miasta jest z dala od tej uliczki, gdzie mieszkałam za dzieciaka. Rano gruchały gołębie robiąc pobudkę. Zupełnie jak w wiejskim domku, tylko nieco wyżej. Za to widoki były piękne na ten park.
Kamienica z podwórkiem, dziurą w murze, parkiem i fontanną…. to brzmi niesamowicie, to jakby takie sekretne przejście do „cudownego ogrodu”, gdzie wszystko zdarzyć się może… zwłaszcza dzieciakom ;-)Ja jako dzieciak mieszkałam w bloku, jako dorosła w domach… i mimo ciągłych nakładów pracy i kosztów, jakie niesie ze sobą mieszkanie w domu, nie wyobrażam sobie żyć inaczej… no chyba że w tej kamienicy…
Zwiedzałam Poznań z osobami, które przyjechały na zlot wcześniej.Mieliśmy okazję przespacerować się też tymi starymi uliczkami i pokazywałam tą tajemniczą kamieniczkę… 🙂 W tej chwili jest bardzo zaniedbana, ale powoli wszystkie okoliczne domy nabierają świetności i są odnawiane, więc może i ją niedługo spotka ten zaszczyt. Muzeum etnograficzne już dano odnowiono, a park jest teraz chyba piękniejszy niż dawniej…. tylko fontanny już nie ma. W pobliżu jest Stara Gazownia, którą remontują i ma w niej być jakieś centrum kultury podobno. Coś na wzór osławionego poznańskiego Browaru. Zaczyna się to nasze miasto ładne robić. Do niedawna nie było się czym pochwalić poza Palmiarnią i Ratuszem. Zamek królewski nam odbudowują na Górze Przemysła, tuz obok Starego Rynku. Będziemy grodem królewskim…:)
Super, Poznań zawsze bardzo lubiłam i kiedyś często odwiedzałam, to piękne i pełne uroku miasto. Zapewne i Twoja kamienica doczeka się świetności :-))))
Pod każdym jednym Twoim słowem podpisuję się radośnie, ja także na tarasie czy werandzie (jak zwał, tak zwał) spędzam większość dni w raju brzóziańskim a czasem i trochę nocy. „Raj z widokiem na …….. niebo ….” kto to śpiewa?
„niebo do wynajęcia, niebo z widokiem na raj…” ja też tu sobie na tarasie moim niejedną ciepłą noc spędziłam… najbardziej lubię w maju lub czerwcu na werandzie w nocy spać, bo ptaki takim koncertem mie budzą…. że sama wiesz :-))))
Oj wiem, wiem – słów brak. A pamięć u mnie dobra bo krótka, przecież to moja ulubiona a ja zabyłam wykonawcę i autora
Robert Kasprzycki???
Onże śpiewa ale nie wiem kto napisał słowa (ale się dowiem)
ok 🙂
piękne kwiaty i piękny stary, żeliwny zlew… jak kupilismy naszą ruinkę (w 90% nie nadawał się dom do zamieszkania wg opinii biegłego z 1993 r) to taki zlew był w kuchni- zresztą jedynym punkcie poboru wody w domu, z wyrwaną zresztą rurką od wody…. no i był pęknięty….taki, ale nie taki strojny
zachowałaś ten zlew? ten mój wypatrzyłam na allegro, jak zresztą większość mebli, lamp i bibelotów… na „pchli targ” mam daleko…
aaa…teraz dopiero wyświetliły mi się wszystkie zdjecia…razem z ważką
niech będzie więc ważka dla motylka ;-)))
Wyobraziłam sobie Dominiko, że i ja tam siedzę obok Ciebie na werandzie, ale jestem pewna, że spokoju by mi nie dawała jakaś osa albo pszczoła, a wieczorami komarzyska by mnie atakowały.A jak Ty sobie radzisz z tymi natrętnymi owadami ? :)))
Rozynko, nie jest z tymi owadami aż tak źle. Os i pszczół w tym roku w ogóle nie ma, komary owszem są, ale naprawdę jest ich niewiele. Wyobraź sobie, że ja jestem uczulona na ukąszenia komarów, a mimo to, tu w lesie udaje mi się nie … zostać pokąsaną… W okresie, kiedy było komarów więcej, po prostu stosowałam „bros” na owady /taki środek dla dzieci, kupiony w aptece, nie śmierdzi!/ i komary omijały mnie kąsając sporadycznie. Bardziej obawiam się kleszczy i codziennie nawet po krótkim spacerze oglądam się z każdej strony, czy jakiś się aby nie przyczepił??? A swoją drogą byłoby mi bardzo miło, tak sobie razem z Tobą na werandzie posiedzieć…:-))))))) Serdeczności!
Zdjęcie tego owada takie wyraźne, piękne. Ja też mam raczej taras niż werandę, ale otoczenia tak pięknego nie mam:( pozdrawiam ciepło:)
Ellu, ale masz pewnie inne atrakcje, do który ja tutaj dostępu łatwego nie mam. Najważniejsze jednak, że masz taras, oazę relaksu i wytchnienia… Pozdrawiam serdecznie :-))))
WitajPrzebywanie wśród zieleni, kwiatów, zacisza nie ma sobie równych :)Miłego wieczoru 🙂
Dokładnie tak Morgano, pozdrawiam również :-)))
Dominiko, jesteś mistrzynią nastroju…Te detale są tak miłe i sympatyczne, że wyobrażam sobie, jak przyjemne jest przebywanie wśród nich…Mając takie widoki i czując zapach lasu, również spędzałabym cały dzień na werandzie…Ściskam Cię mocno i pozdrawiam:)))
Kochana Genevieve, to Twoje słowa w dobry nastrój mnie wprawiają :-)))) Wypowiem teraz chyba herezję, ale tegoroczne lato było urocze, trochę słońca, trochę deszczu (przynajmniej tutaj) niewiele morderczego upału…Na tarasie mogłam sobie siedzieć do woli…. Ściskam i pozdrawiam serdecznie :-)))
Weranda to dusza domu. 🙂
o właśnie, podobnie jak kuchnia :-))))
Ależ ci zazdroszczę tej werandy i spokoju błogiego na niej ja zanurzona już po uszy w szkolny wir:) Lubię takie naturalne ogrody jakby nie muśnięte ludzką ręką. I o kraniku takim ciut śródziemnomorskim marzę. A „Weranda country” to moje ulubione pismo:)
Witaj Rut, to również jest moje ulubione pismo :-)))) a werany, tarasy, balkony, wolne przestrzenie… uwielbiam
To pierwsze zdjęcie ma dla mnie jakiś niesamowity urok… Na werandę nie ma u nas miejsca, a w dodatku w tym roku komary są strasznie jadowite… A te kwiaty z trzmielem też mam. W wielkiej kępie i też z trzmielami. :))) Tylko nazwy nie pamiętam, bo ciągle je mylę z innymi.
jak to nie ma miejsca na werandę? nawet na mały tarasik, altankę? to gdzie obiady jadacie latem? no tak pewnie w ogrodzie :-)))) Te kwiatki, o których mówisz też bardzo lubię… i zapomniałam ich nazwy 🙁 może ktoś nam podpowie… buziaczki :-))))
Gaillardia aristata a tak po ludzku, to nie wiem…
przez pewien czas mieszkam w mieście a mój dom pod lasem stoi pusty.Dzisiaj pojechałam ,napaliłam w piecu, nakręciłam zegar wiszący na ścianie i wyszłam do ogrodu napawać się ciszą.Pomyślałam o tych ludziach zamkniętych w swoich ciasnych mieszkaniach, o tych zapalających się wieczorem światełkach i blasku telewizorów za firankami. Oni są na swój sposób szczęśliwi a ja tam się duszę.