w kobiałkach, koszach i koszyczkach…

Ani listopadowe poranne mgły, ani coraz szybciej zapadający zmierzch, ani wiatr smagający policzki, ani zimne, wilgotne powietrze, ani nawet siąpiący deszcz nie są w stanie przeszkodzić mi w codziennej krzątaninie w szykującym się do zimowego snu ogrodzie. Nie są w stanie także zatrzymać mnie w wędrówkach po ozimych polach, bagnistych łąkach i pachnących igliwiem lasach Pojezierza. Z każdej eskapady, krótszej czy dłuższej, mniej czy bardziej ekscytującej przynoszę pełne kieszenie szyszek i żołędzi, przynoszę kosze przelewających się naręczy suchych roślin i ziół, namiastkę ostatnich kwitnących jeszcze kwiatów w ogrodzie, przynoszę kosze opadłych liści i innych leśnych skarbów. A w każdym z nich dostrzegam coś interesującego… kruchość, kolor, kształt, fakturę, zagubiony promień słońca, niesłychaną wolę życia,  niedoskonałość, nieuchronność   przemijania…

 

 

 

 

 

 

 

 

 

jesienne impresje

Mój blog został przeniesiony na platformę WordPress, nie ja byłam tej przeprowadzki inicjatorką i wykonawcą lecz administrator Onet.

Przepraszam wszystkich za początkowe trudności z wpisywaniem komentarzy, zmieniłam szablon i teraz już ta funkcja działa poprawnie. Z pisaniem notek i wstawianiem grafiki nie mam problemu lecz niektóre opcje na blogu  są nieaktywne i pewnie trochę czasu mi zajmie  odnalezienie przyczyny ich niemocy, która zapewne okaże się niemocą moją…

W  każdym  razie  łatwiej  jest  prowadzić  półciężarówkę  jedną  ręką,       a drugą robić zdjęcia niż rozgryzać tajniki nowej blogowej platformy…

 

 

 

 

 

Tylko spokój może mnie uratować 😉

 

 

 

żurawiu, wpadnij do Siedliska…

Myślałam, że żurawie już odleciały, od kilku tygodni bowiem na pobliskich polach i mokradłach nie widać ich wyprostowanych sylwetek, dostojnie kroczących po świeżo zasianych polach. Jednak dzisiaj posłyszałam znajome odgłosy, donośny klangor miło zabrzmiał w ciszy Siedliska. Zadarłszy głowę ku niebu zobaczyłam kolejny już tej jesieni, klucz odlatujących żurawi. 
  
  
  
W mej głowie powstała irracjonalna myśl…  żurawiu, wpadnij do Siedliska… 😉
  
  
  
  
  
Żurawie odleciały, a do Siedliska wpadli inni sympatyczni goście, choć oblicza mają raczej srogie…
 
 
  

lubię jesień

lubię jesień
jej tonację złoto-rudą
jej czerwienie i brązy
lubię poranne mgły
i popołudniowe mżawki
lubię zapach kasztanów
grzybów i mokrej ziemi
lubię kiedy liście wiatr unosi
 jak szeleszczą gdy po nich stąpam
lubię nawet smutki listopada
jego zagniecenia 
szare zmarszczki
jego chłody i melancholie
jego kaprysy i nadzieje
lubię ogień
gdy w kominku płonie
a ja mogę ogrzać się
w jego basku
  
  
 
 
  
  
  
  
  
  

o Zorce i zniczku

W mglisty październikowy poranek otulona jeszcze miękką pierzynką snu,  przez okno dostrzegam Zorkę, która znacznie wcześniej niż ja  kolejny jesienny dzień powitała. Zorka leży w ciepłym posłaniu na tarasie i uparcie wpatruje się w jeden punkt, tuż obok swoich łapek.
  
Rozmawia sobie zapewne z żukiem lub pająkiem, myślę sobie popijając kawę, lecz kiedy bliżej do okna podchodzę…
  
  
  
…okazuje się, że Zorka wpatruje się w maleńkiego ptaszka, a jej zainteresowanie zostaje przez ptaszka odwzajemnione. Cichutko jak tylko to możliwe otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz. Zorka i ptaszek nie przeszkadzają sobie we wzajemnej niewerbalnej konwersacji. 
  
  
Ptaszek jest maleńki,  pisklę w październiku? niemożliwe, tego gatunku nie znam więc wertuję katalog ptaków ze zdjęciami i opisem, ale żaden „egzemplarz” do rzeczonego ptaszka nie pasuje. Na szczęście wśród moich Gości oprócz entuzjastów przyrody znajdują się także miłośnicy, fachowcy i naukowcy o szerokiej wiedzy również i ornitologicznej. Okazuje się, że ten ptaszek to zniczek, jeden z najmniejszych europejskich ptaków, bardzo rzadko spotykany.
  
Na wierzchu głowy u samicy znajduje się żółta kreska w czarnej obwódce, u samców jest ona pomarańczowa. Podczas zagrożenia, zaniepokojenia czy podczas toków samiec stroszy piórka na wierzchu głowy i właśnie od owego pomarańczowego „znicza” pochodzi polska nazwa tego ptaszka. Ptasi kolega Zorki okazał się więc samiczką.
  
  
Po trwających wieczność (dla ptaszka) minutach takiego wzajemnego oglądania się, Zorka – zniczek, zniczek – ja, ptaszek decyduje się odlecieć. Przypuszczam, że uderzył on w szybę i ogłuszyło go to nieprzyjemnie, musiał ochłonąć, aby polecieć dalej, ochłonąć niemalże w objęciach owczarka..,  dobrze, że koty spały w domu i zniczka w ogóle nie poznały, bo finał mógł wyglądać zupełnie inaczej.  
  

w październikowym słońcu…

…jesienne, październikowe słońce przez kilka godzin w ciągu dnia daje przyjemne poczucie namiastki późnego lata.. to ciepło czują kwiaty, koty, owady… 
  
  
   
Miluś pręży się się na nagrzanym od słońca kamieniu, raz na jednym, raz na drugim boku…
  
  
  
…Zorka także ciepła poszukuje wygrzewając się na wciąż zielonej trawie, niespodzianki podziwiając…
  
i oczom nie wierząc… październikowa fatamorgana…?
  
…marcinki kwitną i nie zamierzają kwitnienia porzucić…
  
…i tylko Kici wciąż w ogrodzie nie widać, biega pewnie na łąkach goniąc nieuchwytne promyki słońca, Zorka z niepokojem i tęsknotą czeka na nią przed drzwiami, ..
  
…Kicia zjawia się w domu dopiero wieczorem i od razu zabiera się za przegląd prasy,  i nawet druk „do góry nogami” wcale jej  nie  przeszkadza… 
  
… układa się na stoliczku w swojej ulubionej kociej pozie…
  

grzybobranie

W słoneczną jesienną niedzielę przeplataną srebrnymi niteczkami deszczu wszyscy, w komplecie udajemy się do lasu na grzyby. Poniżej sztuk 3, pozostałe dwie istoty dwunożne w kalosze odziane…
  
Las pachnie igliwiem, grzybami, jesienią…  Grzybów jest istne zatrzęsienie, kolorowych cudnie połyskujących  czerwonych kapeluszy  i zamszowych, brązowych tudzież kremowobiałych i  pomarańczowych maleńkich parasolek…
  
  
  
Idziemy, odpoczywamy, grzyby zbieramy, odpoczywamy i znowu idziemy…
  
  
  
  
  
  
… a grzybów coraz więcej i więcej…
 
  
  
  
Maślaki w occie w słoiczkach ciasno już siedzą, kozaki i borowiki suszą się godzin kilka, podgrzybki duszą się w rondelku na masełku, kanie smażą się niecierpliwie skwiercząc na patelni…
…a las pachnie ciągle tak pięknie, słońcem jesiennym, grzybami, mchem i sosnowymi igiełkami…
  
…dobranoc…
   

moje z latem pożegnania…

…ostatnie spojrzenie na oświetlone słonecznym blaskiem krajobrazy, na szaro-brunatne zaorane pola po których dumnie kroczą ociągające się przed daleką podróżą żurawie, spojrzenie na czaple białe kołyszące się sennie na falach małego jeziorka… 
  
  
  
…spojrzenie na błękitne niebo i płynące wolno obłoki, na błękitną toń leśnego jeziora…
  
  
  
  
…spojrzenie na podmokłe, żółto-zielone łąki, gdzie ponownie mam szczęście dostrzec tym razem parę popielato-szarych, majestatycznych żurawi…
  
  
  
…spojrzenie na małe, śródleśne oczka wodne otulone trzciną i szuwarami…
  
 
 
…te obrazy pragnę zachować pod powieką niczym puchową pierzynką przez wszystkie jesienno-zimowe dni… 
  

Zhang Dan na krańcu świata


Jesteś piękną młodą kobietą, mieszkasz w 19 -to milionowym Pekinie, przez cały dzień przebywasz wśród tłumów ludzi, na ulicy, w sklepie, w autobusie, na uczelni… Cały dzień spędzasz w hałasie… wśród rozmów, krzyków przechodniów, cały dzień towarzyszy Ci uliczny hałas, ciągnące się sznury samochodów, dźwięki klaksonów. Ciężko jest Ci oddychać, od smogu spalin i dymu, ciężko dostrzec niebo i słońce wśród drapaczy chmur. Nieustanie się spieszysz i jesteś w ciągłym ruchu. 
Przyjeżdżasz do Warszawy na stypendium i zastanawiasz się dokąd wszyscy ludzie wyjechali? dlaczego tu jest tak pusto? na ulicach nie ma korków, nie ma tłumów ludzi… 
W azjatyckiej restauracji spotykasz przystojnego młodego mężczyznę, który odwraca się do Ciebie słysząc jak mówisz po chińsku, uśmiecha się zawadiacko i zwraca do Ciebie w Twoim ojczystym języku….  Pragniesz poznać najpiękniejsze zakątki Polski i znajdujesz w Filipie znakomitego przewodnika, zwiedzacie Toruń, Poznań, Kraków … Pragniesz zatrzymać się na chwilę, zobaczyć polską wieś, jak żyją ludzie na krańcu świata, z bliska zobaczyć zwierzęta, oddychać świeżym powietrzem, poczuć na skórze dotyk słońca, doświadczyć jak ekscytujący może być ogrom przestrzeni… Filip zabiera Cię do Sumówka…
  
…Zhang Dan w lesie…
  
  
… nad jeziorem romantycznie…
  
…lecz chwilami i tu bywa niebezpiecznie…
  
…na polskiej prerii…
  
  
…na rancho…
  
  
  
  
  
  
  
…i w domu na oryginalnej zielonej herbacie…