kajakiem na Partęczyny Wielkie

 

Na zaplanowaną od dawna wycieczkę kajakową po rzece Skarlance ruszamy z miejscowości Grzmięca, niestety w wilgotny, pochmurny poniedziałek. Skarlanka na odcinku Grzmięca – Partęczyny Wielkie wije się urokliwie otoczona majestatem drzew o różnorodnych odcieniach zieleni, malowniczo przepływa przez mniejsze i większe jeziora….  a my na Skarlance przepływamy pod romantycznymi mostkami, wzrok zatrzymując na poprzewracanych na rzece drzewach, konarach, gałęziach, obserwując dzikie ptactwo, dostrzegając ślady bytności bobrów, podziwiając naturalne piękno tej płytkiej i czystej rzeki… a wszystko to dzieje się w oparach siąpiącego dzisiaj deszczu…

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

 

  

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

w deszczowy dzień

 
…kiedy pada deszcz, a słońce chowa się za grubą warstwą chmur… pozostami mi tylko przeczekać tę wilgotną aurę, by, jak tylko deszczu krople przestaną być tak drążąco nieprzyjemne, włożyć nie bardzo lubiane przeze mnie kalosze, nieprzemakalną przyjacielską kurtkę i… wyruszyć krętą ścieżką poprzez las….
…czekam więc, aż ściana deszczu w mżawkę się zamieni..  by brodząc w kałużach, oddychając rześkim powietrzem, pozwolić odzianym w gumaki stopom, wędrować tam dokąd zechcą…
…tymczasem wciąż pada…
 
 
 
 
  
 
 
zwierzaki, ułożywszy się w swych miejscach ulubionych czekają wraz ze mną..  rozmyślając…
 
  
 
…drzemiąc sennie…
 
 
śpiąc mocno…
 
 
 
 
…a deszczyk szumiąc teraz mniej intensywnie, ustępuje powoli promieniom zagubionego jeszcze w chmurach słońca…
malwy suszą więc swe delikatne płatki, a ciężkie od deszczu łodygi wyciągają ku niebu…
 
    
 
 
 
 
 
 
…wędrówkę czas zacząć…!
 
 
 

a kiedy do domu wracam latem…

…do domu wracam w letnie, parne popołudnie, nie słyszę już łoskotu nachalnych samochodów, ani intensywnego zapachu spalin, przez otwarte okno w samochodzie robię zdjęcia, raz z lewej, raz z prawej strony… spokojnie nic nie jedzie… w lusterku wstecznym obserwuję unoszący się, mimo obfitych przecież deszczy kurz… 
Jezioro, las, pola cieszą mnie majestatem spokoju i piękna… widzę już niestety po drodze kombajny szykujące się do pracy… czy to już zapowiedź odchodzącego lata?… ale póki co skromne polne kwiaty panoszą się wciąż w zielonych dzbankach, wydzielając ziołowo-miętową woń świeżości… lato trwa przecież nadal… jeszcze przez chwil kilka…
  
  
  
 
 
  
  
  
  
   

tam, gdzie malwy, słoneczniki i motyle…

 

Tam, gdzie ptaki swym śpiewem umilają czas, a świerszcze na skrzypcach melodyjnie grają, gdzie z niesamowitą intensywnością pachną będące właśnie w pełnym swym rozkwicie kwiaty, gdzie słońce ogrzewa lipcowymi promykami, gdzie niebo jest błękitne, a powietrze przenika płuca świeżością, gdzie szumi las, gdzie las oddycha….  odpoczywam… 

  

 

 

 

 

 

 

 

 

  

   

 

 

 

 

 

 

 

kiedy podglądałam i podziwiałam motyle oraz bąki spijające nektar ze słoneczników szorstkich, moje strategiczne miejsce do odpoczynku zostało niestety zaanektowane…

  

  

 

 

 

wszystkie zwierzęta, duże i małe

 

Zwierzęta odczuwają tak samo jak ludzie, ból, tęsknotę, zmęczenie… Kocięta, szczeniaki, źrebaki… z trudem rozstają się z ciepłem i poczuciem bezpieczeństwa jakie daje im ich matka, obojętnie czy jest kotką, klaczą, czy troskliwą samicą drozda śpiewaka.

Czasem inne zwierzęta, spotykając na swej drodze nieporadne maleństwa, od matki oderwane, instynktownie przyjmują taką właśnie rolę, otaczając maluchy opieką i traktując jak swoje własne.

Pomiędzy zwierzętami rodzą się też niezwykłe przyjaźnie, a co do tego, że między człowiekiem a jego ulubieńcem powstaje niezwykła więź nie muszę chyba nikogo przekonywać… :-)))

 

Poniżej Zorka w roli opiekunki bardzo zaangażowanej….

 

 

 

 

 

 

warchlaki czyli dzikie świnki o charaktrystycznym paskowym umaszczeniu…

 

 

tak samo jak dzieci potrzebują wspólnej zabawy…

 

   

 

źrebię, które na krok nie odstępuje swojej matki…

   

 

 

  

 

    

 

pisklę, którego pierwsza próba lotu zakończyła się  zawrotem głowy, na szczęście po paru godzinach mały śpiewak odzyskał siły do ponownej próby…

 

 

 

dzika gęś i kaczka hodowlana, które zaprzyjaźniły się tak bardzo, że dzika gęś zrezygnowała z wędrownego trybu życia i pozostała z kaczką w gospodarstwie…

  

 

spacerują sobie raz w jedną raz w drugą stronę…

 

 

 

buszująca w zbożu…

 

Z wielką radością i niesforną przyjemnością, mimo chimerycznej lipcowej aury, z nieposkromioną atencją buszuję sobie po kwitnących kolorem łąkach, dojrzewającym zbożem polach, bezkresnym oceanie wolności, nasyconym kroplami deszczu i galopującymi cumulsami niebie… buszuję sobie…

Podpatruję i słucham(!) jak rośnie i dojrzewa zboże,  złoci i srebrzy się pszenica, przeciąga i wygląda słońca żyto, pręży owies … buszuję sobie…

I nie jest ważne ile stopni wskazuje obecnie słupek rtęci, pada czy też nie pada mi na głowę niepokorna kropla nieuchronnej melancholii… buszuję sobie..

Ważne jest, że oddycham tym właśnie nasyconym świeżością powietrzem, spoglądam w niczym nie ograniczoną przestrzeń łanów zbóż, chłonę ten niesamowity w swej prostocie krajobraz, podziwiam magię tego miejsca…

buszuję sobie…

 

   

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

parowar, cudowny wynalazek

 

Od czasu do czasu, kiedy guziki w moich spodniach zaczynają odskakiwać, a spódniczki opinają się na biodrach trzeszcząc lekko… wyciągam z szafki parowar, którego kilkukrotne użycie potrafi zdziałać cuda… odnośnie owych guzików i spódniczek… oczywiście.

Gotowanie na parze jest bardzo zdrowe… no i smaczne, rzecz jasna. Warzywa gotowane w ten sposób zachowują wyższy poziom składników odżywczych, witamin oraz minerałów, nie trafiają one bowiem do wody jak podczas tradycyjnego gotowania, lecz pozostają w produktach. Gotując ryby czy mięso w parowarze nie stosujemy tłuszczu, wystarczy natrzeć je ulubionymi przyprawami…

Wlewam do zbiorniczka wodę, układam piętrowo ziemniaczki, marchewkę… zamacerowane filety z kurczaka i włączam urzadzenie. W tym czasie kroję warzywka, dodaję fetę, zioła, oliwę…. na sałatkę i czekam popijając zimne trunki. 

Doceniam smak warzywnych przysmaków gotowanych przecież bez soli…  teraz to one naprawdę smakują! są słodkie i aromatyczne w swojej naturalnej, niczym nie zakłóconej świeżości… mięso jest niezwykle soczyste i delikatne… rozpływa się ustach…

A spódniczki już nie trzeszczą, powracają na swoje ulubione pozycje… guziki pozostają na swych strategicznych miejscach… a parowar? nie chowam go już do szafki, mam taką śliczną sukienkę rozmar 36…  

 

 

 

 

 

 

 

 

 ll

 

 

błękity jeziora…

 

…podziwiam różne odcienie błękitu, przyglądam się leniwie płynącym obłokom po oceanie nieba, mrużę oczy, wygrzewam się w promieniach słońca…  moje plecy powoli zaczynają odczuwać twardość i szorstkość pomostowych desek, to znak że czas odwrócić się na bok… wpatruję się teraz w błękitną toń jeziora, zanurzam dłonie, bawię się wodą, obserwuję tworzące się delikatne fale, wzmagane raz po raz podmuchami ciepłego wiatru… niegłośnie rozbijają się o brzeg i pomost, gasną… czuję zapach jeziora, słyszę jego ciszę.. jezioro migoce, lśni… zanurzam się powoli w chłodnej, ciemnobłękitnej  głębi… na horyzoncie widzę dryfujące kajaki, nieśpiesznie płyną w rozedrganym, mieniącym się od słońca i kropli wody jeziorze… odpływają… i ja odpływam…