Od wczesnej wiosny do późnej jesieni moje życie przenosi się na werandę, która stanowi naturalne przedłużenie pokoju, życie domowe rzecz jasna i jego wszelkie aspekty, jak praca przy komputerze, czytanie książek, obieranie ogórków, spożywanie posiłków, picie porannej kawy, poobiednia drzemka i tym podobne inne twórcze lub prozaiczne czynności. Bardzo lubię ten czas ciągłego przebywania na powietrzu, zwłaszcza, że świeżością, zapachem, ilością tlenu, powietrze tutaj w lesie, mnie otacza, i do tego te ciągłe ptaków śpiewy, nawoływania, świerszczy pogrywanie… Mój ogród, ogród leśny jest dziki, nieposkromiony, żyjący raczej własnym życiem, niż ujarzmiony ręką ogrodnika, ale… taki właśnie ogród leśny być przecież powinien, pełen drzew, krzewów, kwiatów… dowolnie sobie rosnących. Siedzę więc od wiosny do jesieni na werandzie w cieniu i słońcu, w deszczu, w grzmotach burzy i mgieł fantasmagorycznym czasie… a ogród cieszy mnie zmieniającymi się kolorami, grą świateł, rozgwieżdżonym nieben, słońca promykiem, odwiedzającymi mnie Gośćmi… czas płynie tu szybko, zbyt szybko…