w październikowym słońcu…

…jesienne, październikowe słońce przez kilka godzin w ciągu dnia daje przyjemne poczucie namiastki późnego lata.. to ciepło czują kwiaty, koty, owady… 
  
  
   
Miluś pręży się się na nagrzanym od słońca kamieniu, raz na jednym, raz na drugim boku…
  
  
  
…Zorka także ciepła poszukuje wygrzewając się na wciąż zielonej trawie, niespodzianki podziwiając…
  
i oczom nie wierząc… październikowa fatamorgana…?
  
…marcinki kwitną i nie zamierzają kwitnienia porzucić…
  
…i tylko Kici wciąż w ogrodzie nie widać, biega pewnie na łąkach goniąc nieuchwytne promyki słońca, Zorka z niepokojem i tęsknotą czeka na nią przed drzwiami, ..
  
…Kicia zjawia się w domu dopiero wieczorem i od razu zabiera się za przegląd prasy,  i nawet druk „do góry nogami” wcale jej  nie  przeszkadza… 
  
… układa się na stoliczku w swojej ulubionej kociej pozie…
  

grzybobranie

W słoneczną jesienną niedzielę przeplataną srebrnymi niteczkami deszczu wszyscy, w komplecie udajemy się do lasu na grzyby. Poniżej sztuk 3, pozostałe dwie istoty dwunożne w kalosze odziane…
  
Las pachnie igliwiem, grzybami, jesienią…  Grzybów jest istne zatrzęsienie, kolorowych cudnie połyskujących  czerwonych kapeluszy  i zamszowych, brązowych tudzież kremowobiałych i  pomarańczowych maleńkich parasolek…
  
  
  
Idziemy, odpoczywamy, grzyby zbieramy, odpoczywamy i znowu idziemy…
  
  
  
  
  
  
… a grzybów coraz więcej i więcej…
 
  
  
  
Maślaki w occie w słoiczkach ciasno już siedzą, kozaki i borowiki suszą się godzin kilka, podgrzybki duszą się w rondelku na masełku, kanie smażą się niecierpliwie skwiercząc na patelni…
…a las pachnie ciągle tak pięknie, słońcem jesiennym, grzybami, mchem i sosnowymi igiełkami…
  
…dobranoc…
   

moje z latem pożegnania…

…ostatnie spojrzenie na oświetlone słonecznym blaskiem krajobrazy, na szaro-brunatne zaorane pola po których dumnie kroczą ociągające się przed daleką podróżą żurawie, spojrzenie na czaple białe kołyszące się sennie na falach małego jeziorka… 
  
  
  
…spojrzenie na błękitne niebo i płynące wolno obłoki, na błękitną toń leśnego jeziora…
  
  
  
  
…spojrzenie na podmokłe, żółto-zielone łąki, gdzie ponownie mam szczęście dostrzec tym razem parę popielato-szarych, majestatycznych żurawi…
  
  
  
…spojrzenie na małe, śródleśne oczka wodne otulone trzciną i szuwarami…
  
 
 
…te obrazy pragnę zachować pod powieką niczym puchową pierzynką przez wszystkie jesienno-zimowe dni… 
  

Zhang Dan na krańcu świata


Jesteś piękną młodą kobietą, mieszkasz w 19 -to milionowym Pekinie, przez cały dzień przebywasz wśród tłumów ludzi, na ulicy, w sklepie, w autobusie, na uczelni… Cały dzień spędzasz w hałasie… wśród rozmów, krzyków przechodniów, cały dzień towarzyszy Ci uliczny hałas, ciągnące się sznury samochodów, dźwięki klaksonów. Ciężko jest Ci oddychać, od smogu spalin i dymu, ciężko dostrzec niebo i słońce wśród drapaczy chmur. Nieustanie się spieszysz i jesteś w ciągłym ruchu. 
Przyjeżdżasz do Warszawy na stypendium i zastanawiasz się dokąd wszyscy ludzie wyjechali? dlaczego tu jest tak pusto? na ulicach nie ma korków, nie ma tłumów ludzi… 
W azjatyckiej restauracji spotykasz przystojnego młodego mężczyznę, który odwraca się do Ciebie słysząc jak mówisz po chińsku, uśmiecha się zawadiacko i zwraca do Ciebie w Twoim ojczystym języku….  Pragniesz poznać najpiękniejsze zakątki Polski i znajdujesz w Filipie znakomitego przewodnika, zwiedzacie Toruń, Poznań, Kraków … Pragniesz zatrzymać się na chwilę, zobaczyć polską wieś, jak żyją ludzie na krańcu świata, z bliska zobaczyć zwierzęta, oddychać świeżym powietrzem, poczuć na skórze dotyk słońca, doświadczyć jak ekscytujący może być ogrom przestrzeni… Filip zabiera Cię do Sumówka…
  
…Zhang Dan w lesie…
  
  
… nad jeziorem romantycznie…
  
…lecz chwilami i tu bywa niebezpiecznie…
  
…na polskiej prerii…
  
  
…na rancho…
  
  
  
  
  
  
  
…i w domu na oryginalnej zielonej herbacie…
  
  

wczesną jesienią w leśnym ogrodzie

Czekoladowe brązy, płożące się się ogniem czerwienie, postrzępione  fiolety, blado-różowe płatki, aksamitne pomarańcze, niektóre w uśpionych pąkach jeszcze spragnione słońca i wody, inne w pełnym rozkwicie, liście na trawę łagodnie opadające… w leśnym ogrodzie…
  
  
    
  
  
  
  
  
  

…pomiędzy winogronem, a słonecznikiem…

…pomiędzy winogronem, a słonecznikiem…
  
…nieopodal słodkich krzewów malinowych, dojrzałych, soczystych winogron, niedaleko ogródka warzywnego, wysokich, prężących się ku wrześniowemu niebu złocistych słoneczników… stoi byk…
  
…byk Wacek waży około jednej tony, nie toleruje obcych, więc kiedy zbliżam się do niego, groźnie fuka i patrzy „spod byka”, w tej sytuacji poskromić może go jedynie jego właścicielka, Alina…
  
  
  
  
  
  
…byk jest już uspokojony i wyciszony, a malinowa Alina bierze kolejnego byka za rogi… 
  
  
…pomiędzy winogronem, a słonecznikiem..
  
  

aha, rowery dwa

Rowerem, dookoła najbliżej położonych jezior od naszego Siedliska, jezior Sosno i Mieliwo, jezior najpiękniejszych, bo tonących wśród bujnych lasów, wśród dzikich, uroczych duktów leśnych ciągnących się kilometrami, gdzie srebrzą się płytkie strumyki brodząc w głębokich wąwozach, gdzie pohukuje sowa, a dzięcioł wystukuje miarowy rytm… rowerem dookoła tych jezior jedziemy.
  
  
  
  
  
  
A kiedy myślisz, że tu w głębokim lesie żadnych oznak bytności człowieka nie uświadczysz, to wbrew tym oczekiwaniom na leśnej polanie odnajdujesz piękny drewniany dom, pokryty strzechą, gdzie jakby dla dekoracji i podkreślenia sielskiego charakteru gospodarstwa niezebrane baloty słomy szarzeją…
  
  
  
  
Jezioro, las, hektary lasu, rezerwat przyrody, odgłosy ptactwa… i znowu, myślisz że już na końcu świata jesteś, gdzie las w puszczę się zamienia, lecz napotykasz na swej drodze osadę, a w niej głęboko osiadłe, skrywane w cieniu żywotnika olbrzymiego… zakorzenione w ponad stuletniej historii …gospodarstwo…
  
  
  
  
Przenika mnie spokój Mieliwa, wzrok przyciąga czysta, gładka jak lustro tafla jeziora, przeglądające się w niej dostojne drzewa… tylko niektóre z nich cicho szepcą, swą barwą przypominają, że lato odchodzi…
  
  
  
  
Rowery dwa dotarły do domu, a my wraz z nimi.. 🙂
  

w malinowym chruśniaku

… malinowy chruśniak, malinowy świat, słodki malinowy owoc zawładnął ostatnimi chwilami powoli szykującego się do zimowego snu,  mojego tegorocznego lata…
  
  
…zaproszona do ogrodu malinowego przez Alinę … sąsiadkę…
…zaplątana w gąszczu krzewów malinowych napawam się ich aromatem i smakiem… jedną malinkę smakuję, zjadam,  dwie odkładam do dzbanka… do wiaderka…
  
  
…pachnie malinowo, kolorowo jest malinowo, nieliczne pszczoły podzielają mój malinowy entuzjazm…
  
zamrażam, przetwarzam, zasypuję odrobiną cukru… gotuję, ucieram, podjadam… powstają dżemy malinowe, soki z malin, maliny w cukrze… maliny w słoiczku zakręcone… na tle malinowej świecy…
  
  
  
  
…powstają ciasta z maliną i gruszką w malinowej galaretce tężejące…
…lato najwyraźniej ignoruje fakt, że niedojrzałych malin w chruśniaku jest jeszcze sporo… a może powróci jeszcze, powróci choć na chwilę…? malinowe lato…
  

kandydatka do bandy trojga

  
  
    
  
  
  
   
  
  
 
  
  
  
  
  
  

wśród dzikiego ptactwa…

…kilka dni temu nadeszło piękne, ciepłe lato, temperatura idealna aby dzień lub godzin kilka spędzić wśród sitowia i dzikiego ptactwa, wygrzewając ramiona, policzki ku słońcu wystawiając… kajakiem wolno płynąc przez najpiękniejsze zakątki Pojezierza.. wśród ciszy tak bardzo pożądanej… 
… kaczki czynią to samo co i my, wygrzewają się z rozkoszą w promieniach słońca, zastygłe, zamknięte w magicznej chwili niczym w  „świato-odpornej” kuli z ulotnych  sekund „z tu i teraz” uplecionej…  dryfują kaczki, dryfujemy i my niesieni przez wątły nurt  Skarlanki…
  
  
  
…chwilą urzeczeni porzucamy bezwolne dryfowanie i przyczajeni za parawanem niewidzialności z trzciny i sitowia przyglądamy się łabędziej rodzinie…
  
  
  
  
  
  
  
  
…niesieni nurtem sączącego się leniwie czasu… rzeki, nasyciwszy zmysły pięknem i majestatem przyrody opuszczamy rezerwat florystyczny „Bachotek”, dzisiaj bardziej pod wrażeniem flory niż fauny pozostajemy… opuszczamy trasę szuwarowo-błotną wpływając na przejrzyste wody jeziora Bachotek…
  
… oglądam się za siebie i oczom nie wierzę, młode, nieporadne jeszcze i niepewne swej urody łabędzie płyną wraz z nami…
  
  
  
…łabędzie opływają kajak dookoła, zdają się tańczyć jakiś rytualny taniec, myją i głaszczą przy tym swe pióra nieustanie… dajemy za wygraną, cumujemy i kąpiemy się wraz z nimi… oczywiście głaszcząc się nieustannie…
  
  
…młode łabędzie po kilku minutach wspólnej kąpieli odpływają, pozostawiają nas samych sobie, ociekających wodą, słońcem,  wśród niesamowitej ciszy, zapachu jeziora, spełnionej obietnicy lata…
… my też płyniemy dalej,  na Wyspę Skarbów przez niektórych zwaną Wyspą Miłości…