"Ze wszystkich zakątków Ziemi, ten najpiękniej się do mnie uśmiecha"
Od około 2 lat, raz lub dwa razy w tygodniu piekę chleb, taki prawdziwy, na zakwasie, z mąki razowej, z ziarnem, nasionami i otrębami. Umiejętności tej nauczyłam się od mojej Sąsiadki, która bywa w Sumówku weekendowo, a wiosną i latem pomieszkuje dłużej. Co ciekawe, miejscowa ludność wiejska chleba nie wypieka, codziennie pieczywo dostarcza im „sklepik obwoźny”, który objeżdża okoliczne wioski. A my, Sąsiadka i ja, dziewczyny z miasta, wyczarowujemy chlebki regularnie, kultywując tym samym dobre, kulinarne obyczaje;)
Aby taki chleb upiec trzeba mieć dobrą mąkę i przede wszystkim zakwas chlebowy. Zakwas najlepiej jest od kogoś dostać, ale jeśli taka opcja nie wchodzi w rachubę, to trzeba go zrobić, za pomocą mąki, wody i słoika;), ale to już na inny wątek…
W mąkę zaopatruję się w pobliskim Gospodarstwie Ekologicznym, kupuję mąkę żytnią, orkiszową, graham i pszenną, typ 2000. Każda z nich jest mąką razową, czyli raz mieloną, zawiera więc wszelkie witaminy i składniki mineralne, których biała mąka jest pozbawiona.
Piekę dwa lub trzy bochenki, w zależności od tego, ilu „zjadaczy chleba” w tygodniu się spodziewam.
Do dużej misy wsypuję mąkę, wlewam wodę i zakwas, sypię otręby, kminek, nieprzetworzone płatki pełnoziarniste
i ..wyrabiam ciasto, czyli mieszam taką dużą łychą, ok 15 min na przemian sypiąc mąkę i wlewając wodę oraz zakwas…
Proporcje na dwa chleby:
– 2kg mąki: 1kg mąki żytniej, 0,5 kg mąki orkiszowej oraz 0,5kg mąki graham bądź pszennej (lub innej, wedle fantazji),
– 1,5 litra wody, przegotowanej, o temp. pokojowej, osolonej 2 łyżeczkami soli,
– zakwas chlebowy, ok. 0,5 litra,
– otręby 25 – 30 dag, płatki 25 -30 dag,
– kminek 2 łyżeczki, siemie lniane 2 łyżeczki.
Tak wyrobione ciasto leżakuje sobie ok. godziny w misie.
W tym czasie przygotowuję foremki do pieczenia, zwykłe keksówki, pokrywam je olejem i obsypuję mąką żytnią, aby chleby nie przywarły do foremek.
Następnie do kamiennego naczycia (może być też szklane) przekładam ok. 0,5 l ciasta chlebowego, które do kolejnego wpieku chleba będzie potrzebne. Przechowywać można je w lodówce do 10 – 12 dni.
Do misy z ciastem wsypuję nasiona słonecznika, pestki dyni, mieszam i w końcu przekładam ciasto do foremek. Obsypuję je sezamem, nasionami, mąką. Ciasto rośnie sobie w foremkach 5-6 godzin, zależy jaka jest temperatura, im wyższa, tym ciasto szybciej wyrasta.
Wstawiam do piekarnika nagrzanego do 240 stopni – opcja grzanie górne i dolne, na ok. 10 min., następnie zmniejszam temp. na 180 stopni – opcja grzanie dolne i piekę chlebki ok. 1godziny. Wyjmuję z piekarnika i od razu z foremek, czekam aż wystygną, kroję, smaruję masłem i zjadam…pycha!
Chlebek ten zachowuje świeżość i walory smakowe prze kilka dni, przykryć go należy płócienną ściereczką i w ten sposób przechowywać.. a cieszyć nas będzie wyszukanym, razowy smakiem, umilając wszelkie posiłki, śniadania, kolacje, przekąski.. choćby nic innego do jedzenia było;)
Do Leśnego Siedliska przyjechała bardzo sympatyczna 3osobowa rodzina. Przed południem penetrują okolicę, pieszo lub na natrach biegowych. Wybierają leśne szlaki wzdłuż jezior, obeszli już dookoła pokryte teraz lodem jeziora, Sosno, Mieliwo, Ciche, co w warunkach zimowych wymaga sporego wysiłku.
Na owych eskapadach obserwują przyrodę, fotografują ją, podziwiają styczniowe, malownicze pejzaże; są razem, przeżywają wspólnie piękne chwile, milczą, rozmawiają, poznają swoje zamierzenia, wyjawiają skrywane nadzieje, planują rozpoczynający się właśnie rok.
Kiedy zaczyna zmierzchać, wracają do Małego Domku, czytają książki, grają w scrable, przyrządzają gorące potrawy, grzeją przy wesołym ogieńku…
„A za oknami śnieg. Wrony na śniegu”
Mała Kicia jest 7-miesięczną kotką, która przyjechała do nas z Torunia, razem ze swoim bratem bliźniakiem i … została, razem ze swoim bratem bliźniakiem
Kicia ma sierść trójkolorową biało-rudo-grafitową, piękne, migdałowe oczy, błyskające zielenią. Pyszczek uroczo niewinny i delikatny, choć czai się w niej dzika puma.
Cała trójka, Zorka i kotki uwielbiają swoje wzajemne towarzystwo, bawią się w chowanego, berka i sobie tylko znane zabawy;)
Ulubioną zabawą indywidualną Kici jest wbieganie w szalonym tempie na czubek drzewa, przeskakiwanie na drzewo obok i zbieganie, oczywiście głową w dół, także w galopującym pędzie, na ziemię. Takie akrobacje obserwowałam tylko u wiewiórek, którym kotka dorównuje zręcznością, zwinnością oraz równie zgrabną sylwetką;)
Kicia często wskakuje mi na kolana, domaga się pieszczot i poświęcenia właśnie jej, całej mojej uwagi. Rozpoczyna wówczas swój rytuał, poruszając rytmicznie łapkami po moim brzuchu. Owo „udeptywanie” jest wyrazem miłości i przywiązania; porusza się jak w transie, oczka ma odlotowo zamglone, w końcu wtula się we mnie i błogo mrucząc, ufnie zasypia…
I tak żyjemy od świąt do ferii, od Sylwestra do Nowego Roku, od urodzin do imienin, od weekendu do wakacji…..
A co jest pomiędzy tymi zwrotnymi punktami???
Wczesne wstawanie, bardzo wczesne wstawanie, gonitwa by zdążyć na czas do pracy, tkwienie w korku wdychając spaliny, słuchanie uwag bezmyślnego szefa, zmaganie się z 30-toma parami ziejących pustką oczu, kiedy tłumaczysz im czym jest alegoria, sporządzanie sprawozdań, których nikt nie czyta, podliczanie danych,z których nic nie wynika?
Lista jest długa…
Tego wszystkiego właśnie znieść już nie mogłam, tego właśnie uniknąć chciałam. Stworzyłam świat na swoich
własnych warunkach.
Żyję zgodnie z porami roku czerpiąc z ich uroków przyjemność i chęć do działania. Obserwuję naturę, podziwiam wschody i zachody Słońca oraz Księżyca, puszczam oko do Gwiazd i Konstelacji. Rozpalam ogień
w kominku, wzniecam płomień w ognisku. Piekę chleb
i waniliowe ciasteczka. Spaceruję, podglądam jak żyją zwierzęta i ptaki, dostrzegam jak spadają liście, rozkwitają pąki, słucham tego co mówi jezioro, las, zwierzęta i ludzie.
Lista jest długa..
Czekam też na Gości, którzy tworzą istotę i klimat mojego Siedliska. Próbuję stworzyć im warunki do miłego, beztroskiego wypoczynku, staram się przyjąć ich tak, jak sama chciałabym być przyjmowana.
I tak żyję od świąt do Sylwestra, od wakacji do weekendu, a pomiędzy.. wstaję kiedy jestem wyspana, kładę się spać, kiedy mam ochotę, korzystam z przyjemności mojego Świata, afirmuję życie…
Moi Goście szykują się na pożegnalny spacer. Poprowadzę ich na cypel nad jeziorem Sosno. Będzie to przyjemna, dwugodzinna przechadzka, przy zimowej, odrobinę mroźnej i bardzo śnieżnej aurze. Chwytamy w dłonie kije do nordic walking, które pomogą nam utrzymać tepmo oraz sylwetkę w pozycji pionowej;)
Ruszamy!
Piękną, okazałą pierś z indyka przygotuję na jutrzejszą, ostatnią w tym roku kolację.
Ponieważ ten Rok przyniósł mi wiele dobrego, myślę więc, że i faszerowana pierś z indyka będzie udana
Zawsze mięso i ryby przygotowuję dzień wcześniej,
noc całą przyjmują aromaty zawarte w przyprawach, którymi je nacieram. Marynata przenika w głąb mięsa
zapewniając nie tylko kruchość ale i smakowitość
przy pałaszowaniu każdego kęsa..
W wydrążonym kawałku mięsa umieszczam suszone morele i śliwki, obsypuję indyka solą. Rozcieram
w dłoniach i posypuję ziołami; rozcieram szałwię, rozmaryn, tymianek, estragon.
Tak przygotowaną porcję mięsa odstawiam do spiżarki, zimnej! Jutro rano obsmażę mięso w moim ulubionym
garnku czyli woku i dodając bulionu będę dusiła około
godziny. Do sosu, który się wytworzy dodam jeszcze suszone owoce. Następnie mięso odstawię, aby wystygło, pokroję w plastry. Każdy plaster będzie miał w środku akcent śliwkowy bądź morelowy, ozdobiony będzie
żurawiną, otulony sosem i owocami..
Mam nadzieję, że z indyka nie zrobi się zając!
Zorka to Sunia wyjątkowa, jest 9-letnim owczarkiem niemieckim. Umaszczenie ma brązowo-rudo-czarne, kufę już trochę siwą, jest delikatna jak na owczarka, o arystokratycznych manierach .
Grzeczna, mądra, z niebywałą intuicją, zna się na ludziach . Jest bardzo empatyczna, wyczuwa moje nastroje i emocje, a także zamiary
i intencje innych ludzi.
Ma w naszym Siedlisku trochę pracy, pilnuje obejścia, alarmuje gdy ktoś się zbliża,
Gości wita przyjaźnie,
a na intruzów groźnie warczy i szczeka.
Ostatnio przybył Jej jeszcze jeden obowiązek,
opieka nad dwoma teraz już 6-miesięcznymi kociętami. Opieka ta rozwija się u Zorki nstynktownie, a przejawia się w codziennej
zabawie i wychowywaniu kotków.
Zorka lubi w ciepłe, słoneczne dni wylegiwać się
w cieniu, na trawie, a w mroźne i śnieżne
na posłaniu z „ciepłego misia”, na tarasie.
Z tarasu bowiem, ma doskonały widok na bramę,
a także przez szybę w drzwiach okiennych,
do salonu, może więc obserwować również to,
co dzieje się w środku domu.
Ulubioną potrawą Zorki jest gotowany kurczak
z marchewką, ryżem lub makaronem.
Ze smakiem zjada też jajka na miękko,
twarożek i ryby. Kiedy jest głodna przekazuje
mi tę informację, trącając mnie noskiem
i patrząc prosto w oczy.
Teraz też patrzy na mnie, swoimi wielkimi,
mądrymi oczyma, w pysku trzyma kawałek drewna, merda ogonem, a wszystko to oznacza,
że zaprasza mnie do zabawy…,