buszująca w zbożu…

 

Z wielką radością i niesforną przyjemnością, mimo chimerycznej lipcowej aury, z nieposkromioną atencją buszuję sobie po kwitnących kolorem łąkach, dojrzewającym zbożem polach, bezkresnym oceanie wolności, nasyconym kroplami deszczu i galopującymi cumulsami niebie… buszuję sobie…

Podpatruję i słucham(!) jak rośnie i dojrzewa zboże,  złoci i srebrzy się pszenica, przeciąga i wygląda słońca żyto, pręży owies … buszuję sobie…

I nie jest ważne ile stopni wskazuje obecnie słupek rtęci, pada czy też nie pada mi na głowę niepokorna kropla nieuchronnej melancholii… buszuję sobie..

Ważne jest, że oddycham tym właśnie nasyconym świeżością powietrzem, spoglądam w niczym nie ograniczoną przestrzeń łanów zbóż, chłonę ten niesamowity w swej prostocie krajobraz, podziwiam magię tego miejsca…

buszuję sobie…