żurawiu, wpadnij do Siedliska…

Myślałam, że żurawie już odleciały, od kilku tygodni bowiem na pobliskich polach i mokradłach nie widać ich wyprostowanych sylwetek, dostojnie kroczących po świeżo zasianych polach. Jednak dzisiaj posłyszałam znajome odgłosy, donośny klangor miło zabrzmiał w ciszy Siedliska. Zadarłszy głowę ku niebu zobaczyłam kolejny już tej jesieni, klucz odlatujących żurawi. 
  
  
  
W mej głowie powstała irracjonalna myśl…  żurawiu, wpadnij do Siedliska… 😉
  
  
  
  
  
Żurawie odleciały, a do Siedliska wpadli inni sympatyczni goście, choć oblicza mają raczej srogie…
 
 
  

lubię jesień

lubię jesień
jej tonację złoto-rudą
jej czerwienie i brązy
lubię poranne mgły
i popołudniowe mżawki
lubię zapach kasztanów
grzybów i mokrej ziemi
lubię kiedy liście wiatr unosi
 jak szeleszczą gdy po nich stąpam
lubię nawet smutki listopada
jego zagniecenia 
szare zmarszczki
jego chłody i melancholie
jego kaprysy i nadzieje
lubię ogień
gdy w kominku płonie
a ja mogę ogrzać się
w jego basku
  
  
 
 
  
  
  
  
  
  

o Zorce i zniczku

W mglisty październikowy poranek otulona jeszcze miękką pierzynką snu,  przez okno dostrzegam Zorkę, która znacznie wcześniej niż ja  kolejny jesienny dzień powitała. Zorka leży w ciepłym posłaniu na tarasie i uparcie wpatruje się w jeden punkt, tuż obok swoich łapek.
  
Rozmawia sobie zapewne z żukiem lub pająkiem, myślę sobie popijając kawę, lecz kiedy bliżej do okna podchodzę…
  
  
  
…okazuje się, że Zorka wpatruje się w maleńkiego ptaszka, a jej zainteresowanie zostaje przez ptaszka odwzajemnione. Cichutko jak tylko to możliwe otwieram drzwi i wychodzę na zewnątrz. Zorka i ptaszek nie przeszkadzają sobie we wzajemnej niewerbalnej konwersacji. 
  
  
Ptaszek jest maleńki,  pisklę w październiku? niemożliwe, tego gatunku nie znam więc wertuję katalog ptaków ze zdjęciami i opisem, ale żaden „egzemplarz” do rzeczonego ptaszka nie pasuje. Na szczęście wśród moich Gości oprócz entuzjastów przyrody znajdują się także miłośnicy, fachowcy i naukowcy o szerokiej wiedzy również i ornitologicznej. Okazuje się, że ten ptaszek to zniczek, jeden z najmniejszych europejskich ptaków, bardzo rzadko spotykany.
  
Na wierzchu głowy u samicy znajduje się żółta kreska w czarnej obwódce, u samców jest ona pomarańczowa. Podczas zagrożenia, zaniepokojenia czy podczas toków samiec stroszy piórka na wierzchu głowy i właśnie od owego pomarańczowego „znicza” pochodzi polska nazwa tego ptaszka. Ptasi kolega Zorki okazał się więc samiczką.
  
  
Po trwających wieczność (dla ptaszka) minutach takiego wzajemnego oglądania się, Zorka – zniczek, zniczek – ja, ptaszek decyduje się odlecieć. Przypuszczam, że uderzył on w szybę i ogłuszyło go to nieprzyjemnie, musiał ochłonąć, aby polecieć dalej, ochłonąć niemalże w objęciach owczarka..,  dobrze, że koty spały w domu i zniczka w ogóle nie poznały, bo finał mógł wyglądać zupełnie inaczej.  
  

w październikowym słońcu…

…jesienne, październikowe słońce przez kilka godzin w ciągu dnia daje przyjemne poczucie namiastki późnego lata.. to ciepło czują kwiaty, koty, owady… 
  
  
   
Miluś pręży się się na nagrzanym od słońca kamieniu, raz na jednym, raz na drugim boku…
  
  
  
…Zorka także ciepła poszukuje wygrzewając się na wciąż zielonej trawie, niespodzianki podziwiając…
  
i oczom nie wierząc… październikowa fatamorgana…?
  
…marcinki kwitną i nie zamierzają kwitnienia porzucić…
  
…i tylko Kici wciąż w ogrodzie nie widać, biega pewnie na łąkach goniąc nieuchwytne promyki słońca, Zorka z niepokojem i tęsknotą czeka na nią przed drzwiami, ..
  
…Kicia zjawia się w domu dopiero wieczorem i od razu zabiera się za przegląd prasy,  i nawet druk „do góry nogami” wcale jej  nie  przeszkadza… 
  
… układa się na stoliczku w swojej ulubionej kociej pozie…
  

grzybobranie

W słoneczną jesienną niedzielę przeplataną srebrnymi niteczkami deszczu wszyscy, w komplecie udajemy się do lasu na grzyby. Poniżej sztuk 3, pozostałe dwie istoty dwunożne w kalosze odziane…
  
Las pachnie igliwiem, grzybami, jesienią…  Grzybów jest istne zatrzęsienie, kolorowych cudnie połyskujących  czerwonych kapeluszy  i zamszowych, brązowych tudzież kremowobiałych i  pomarańczowych maleńkich parasolek…
  
  
  
Idziemy, odpoczywamy, grzyby zbieramy, odpoczywamy i znowu idziemy…
  
  
  
  
  
  
… a grzybów coraz więcej i więcej…
 
  
  
  
Maślaki w occie w słoiczkach ciasno już siedzą, kozaki i borowiki suszą się godzin kilka, podgrzybki duszą się w rondelku na masełku, kanie smażą się niecierpliwie skwiercząc na patelni…
…a las pachnie ciągle tak pięknie, słońcem jesiennym, grzybami, mchem i sosnowymi igiełkami…
  
…dobranoc…
   

moje z latem pożegnania…

…ostatnie spojrzenie na oświetlone słonecznym blaskiem krajobrazy, na szaro-brunatne zaorane pola po których dumnie kroczą ociągające się przed daleką podróżą żurawie, spojrzenie na czaple białe kołyszące się sennie na falach małego jeziorka… 
  
  
  
…spojrzenie na błękitne niebo i płynące wolno obłoki, na błękitną toń leśnego jeziora…
  
  
  
  
…spojrzenie na podmokłe, żółto-zielone łąki, gdzie ponownie mam szczęście dostrzec tym razem parę popielato-szarych, majestatycznych żurawi…
  
  
  
…spojrzenie na małe, śródleśne oczka wodne otulone trzciną i szuwarami…
  
 
 
…te obrazy pragnę zachować pod powieką niczym puchową pierzynką przez wszystkie jesienno-zimowe dni…