jak Miluś został dachowcem

Miluś został dachowcem w połowie czerwca.  A było to tak…
W pewnej chwili na dachu tzw. budynku garażowego dostrzegłam wolno poruszający się biało – rudy ogon i postać jakiegoś zwierzęcia. Po chwili okazało się, że owym zwierzęciem jest mój własny kot. Dotychczas zarówno kotka jak i kocurek nie dostały się, o ile mi wiadomo, na jakikolwiek dach… za wysoko.  Co innego wspinać się po drzewach, gdzie można zatopić pazury w jego pień i biegać z góry na dół, bezpiecznie 😉 
Aż tu nagle sytuacja niespotykana, kocurek dumnie po dachu spaceruje…  ale w jaki sposób tam się dostał…??? nie wiadomo.
  
   
 
Miluś prężąc się spaceruje, wnikliwie obserwuje równo ułożone dachówki, mniej równo ułożone deski, niespokojne niebo i niespotykane jak dotąd z dachowej perspektywy widoki… wzdłuż i wszerz dach, niczym świat przemierza….
  
  
  
Po godzinie takiego świata podziwiania zapragnął Miluś jednak łapkę na ziemi postawić, ale jak to zrobić? sprawa nie jest taka prosta jak sobie kotek obliczył.
  
  
Drabinę przystawiłam i wspięłam się prawie na jej szczyt aby kotka ratować, ramiona otworzyłam prosząc aby skoczył… ale na darmo, Miluś miauczał, piszczał i informował mnie, że jednak wlazł za wysoko i nie wie co dalej ma zrobić. Pozostała tylko jedna opcja… podstawić mu auto pod dach….